wtorek, 18 maja 2010

"Gniazdo światów" Marek S. Huberath

Nakręciłam się recenzją Bazyla i oczekiwałam wybuchu wulkanu. Przeczytałam. Było tak, jakby wybuchł gejzer, piękny, wysoki, lśniący i nieoczekiwany. No ale gejzer to nie wulkan, prawda?

Od początku: do świata Davabel ze świata Lavath przybywa Gavein. Takie jest prawo czy zwyczaj, czy też konieczność: co trzydzieści pięć lat zmienia się światy. Podróż między światami zajęła mu chwilę, wylądował, powoli wdraża się do życia w nowym miejscu. No i czeka na żonę. Żona wyruszyła wcześniej, ale przybędzie później, bowiem jako młodsza o cztery wybrała inny środek lokomocji, sporo wolniejszy, a to dlatego, by po przybyciu na miejsce również mieć trzydzieści pięć lat. Podróż kompensacyjna to się nazywa, kompensacja różnicy wieku. W końcu Ra Mahleiné przybywa, ale Gavein nie może do niej dotrzeć. Ra Mahleiné jest biała, jest blondynką, ma niebieskie oczy - stoi najniżej na drabinie hierarchii społecznej, prawie podludź, a mąż nie może jej znaleźć w transporcie, bo pozbawiono ją nazwiska, ma tylko numer. Kiedy w końcu udaje mu się wydostać Ra Mahleiné z morderczych łap systemu, okazuje się, że podczas podróży była bita, maltretowana fizycznie i psychicznie na wszelkie sposoby, jakie tylko można wymyślić. Skojarzenie jest jasne, a przewrotne zepchnięcie jasnych blondynów na sam dół jeszcze bardziej to rozjaśnia. Wielka miłość Gaveina do Ra Mahleiné przezwycięża przeszkody, mieszkają razem, ona po straszliwej podróży powoli dochodzi do siebie - wydaje się, że wszystko idzie ku lepszemu, a tu ciach. Mnożą się niewyjaśnione zgony w mieście, coraz ich więcej w otoczeniu pary bohaterów, aż w końcu Gavein czuje się osaczony...

I stop, bo fabuła czytana samemu jest niewątpliwie bardziej interesująca. A zapewniam, że robi się coraz ciekawiej. Socjologia (ten mezalians), kryminał (te śmierci), filozofia, czyli to stopniowanie światów, które można znaleźć w książce, wszystko razem jest wyjątkowo interesujące i daje do myślenia. Książki w książce, jak pudełko w pudełko: no cudo, a jeszcze dołożony motyw, iż wraz z kolejnym czytaniem czytamy nie to samo, tylko coś innego - świetne. Trzeba mieć łeb, żeby to wymyślić. Połączyć zgrabnie, nie zamykając się w jakimś jednym, hermetycznym gatunku-pudełku.

Co do zabiegu doczytania/niedoczytania książki. Nie mnie, starego wróbla, na takie plewy. Kto raz poznał Thursday Next, ten wie, że mamy wpływ na czytaną książkę taki, jaki chcemy. A nie taki, jaki chce autor. Aleeeee - owszem, zastanowiłam się chwilę, zanim ruszyłam dalej. Nad przewrotnością autora...

Huberath może i z zawodu jest fizykiem, ale z powołania- literackim  magikiem.

Ocena: 4,5/6.

8 komentarzy:

  1. A ja widać romantyk, bo jednak odłożyłem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I co? Myślisz, że zmieniłeś tą decyzją cokolwiek? Czy to tylko było Ci potrzebne, by okazać się czytelnikiem "współpracującym"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, być może to to o czym piszesz. Potrzeba poczucia się lepszym. Ale dzięki temu zabiegowi rzeczywiście się tak poczułem. W końcu podarowałem coś komuś, nawet jeśli to tylko postać z książki. Ech, ten Huberath i jego pomysły :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już pozytywną recenzję tej książki na blogu Zee L. Twoja utwierdza mnie w przekonaniu, że powinnam po nią sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę znakomita literatura i warto przeczytać.

      Usuń
  5. Naprawdę czasem żałuję, że doczytałam do końca.
    Naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz wrażenie, że coś zmieniłaś w literackim świecie?...

      Usuń