sobota, 17 października 2009

"Labirynt" Kate Mosse

Ach, te tylne strony okładek! Zawierają tyle treści: zdjęcie autora, krótki życiorys, trochę z treści książki, informację, na ile języków ją przetłumaczono lub właśnie jest tłumaczona, do tego adres internetowy strony książki...Mnóstwo, mnóstwo. I dobrze, ma zachęcać. Choć czasem mnogość informacji zniechęca, to nie w tym przypadku. No i ta objętość - 480 stron to już coś.


Kate Mosse wzięła na tapetę temat dość oklepany: święty Graal. Odrzuciła jednak całą tę mityczną, legendarną otoczkę, wzięła samo jądro opowieści i obudowała je po swojemu. Jej Graal nie jest żadnym kielichem, misą czy naczyniem. Jej Graala się nie poszukuje, organizując wyprawy czy krucjaty. Jego się ma i chroni, a także przekazuje dalej.Nie napiszę wam, czym jest Graal pani Mosse, bo zepsułabym wam przyjemność odkrywania tego na kartach książki, a to nielicha przyjemność.

Nic nie jest tu wyjaśnione prosto z mostu, tylko podawane jest delikatnie, półsłówkami, w zawoalowany, tajemniczy sposób. Jak w tańcu brzucha, siedem zasłon opada jedna po drugiej niczym płatki przekwitającej róży. Pomysł autorki, by całą kanwę powieści rozdzielić na dwa pasma - pierwsze zaczyna się w roku 1208, drugie w 2005 - jest cudowny.
 Losy Alais, siedemnastoletniej dziewczyny uwikłanej w wojny i burze inkwizycji przeplatają się z losami Alice, trzydziestoletniej Angielki, uwikłanej w wydarzenia osnute wokół niespodziewanego odkrycia archeologicznego. Ponadto okazuje się, że te dwie kobiety są z sobą spokrewnione, a pamięć Alais, choć trochę zatarta wiekami, żyje w Alice, początkowo w jej snach, a potem na jawie.

Alais i Alice są podobne. Wrażliwe, myślące, nierozsądnie odważne. Bez wahania rzucają się w szaleńcze przedsięwzięcia, tylko dlatego, że czują, iż tak trzeba. Alais trochę przypadkowo staje się opiekunką Trylogii, świętych starożytnych ksiąg: Księgi Słów, Księgi Napojów i Księgi Liczb. A może nie wszystkich trzech, tylko jednej? Albo dwóch? Nie jestem pewna, bo to wciąż się zmienia. Alice przypadkowo odkrywa miejsce, gdzie ukryta jest jedna z ksiąg, a popychana delikatnym dotknięciem palca Losu stopniowo dowiaduje się, czym są dwie pozostałe. Poznaje tajemnicę Labiryntu - symbolu Graala. Jak w labiryncie, zaczynając od zewnętrza, błądząc tu i ówdzie, zbliża się do sedna, do jądra zagadki. Alais towarzyszą przyjaciele: stary mądry Harif, młodziutki Sajhe i inni, którzy pomagają jej żyć i przetrwać. Otaczają ją też wrogowie z jej własną siostrą Orianą na czele. Milutka siostrzyczka - spiskuje, intryguje i próbuje usunąć Alais z tego łez padołu. Alice spotyka ludzi, których początkowo nie zna i im nie ufa, a którzy stają się jej przyjaciółmi, prowadzą ją i chronią przed wrogami. Któż może być wrogiem? Oczywiście, potomkini Oriane, która szuka do upadłego i po trupach Trylogii i Labiryntu.

Gdy opowieść o obu kobietach zbliża się do końca, akcja nabiera tempa, jak w najlepszych powieściach sensacyjnych. Troszkę szkoda, bo pasowała mi niespiesznie snuta opowieść. Ale tak też jest dobrze. W miarę zbliżania się do środka labiryntu kręgi przez nas zataczane są coraz ciaśniejsze, idziemy coraz szybciej i nagle bum i jesteśmy w środku.

4 komentarze:

  1. A mnie się niebałdzo, ale to już wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam te książkę dosyć dawno i pamiętam, że nie podobała mi się na tyle, żeby sięgnąć po jej drugą powieść.:))

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się bardzo przyjemnie czytało "Labirynt" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc co czytelnik, to opinia.
    Niebywale odkrywcze zdanie, nieprawdaż :D

    OdpowiedzUsuń