czwartek, 21 stycznia 2010

"Maruta" Kazimierz Korkozowicz

Lubię kryminały i przeczytałam ich sporo, mnóstwo ich pałętało się na półkach w moim rodzinnym domu. "Maruta" to jeden z nich - ale bardzo, bardzo nietypowy.

Akcja bowiem toczy się w Warszawie, kiedy to Powstanie Warszawskie jest w toku. Przez miasto przedziera się oddział powstańców, dążąc do wyznaczonej kwatery. Są już prawie u celu, gdy nagle słychać strzał i jeden z nich pada martwy. Szok, żal, rozgoryczenie, wściekłość - oto jakie uczucia miotają żołnierzami, o tę śmierć nie w walce, a z ręki snajpera, o krok od bezpiecznego schronienia. Toteż nie należy się dziwić, że dowódca grupy, Bitny, podejmuje decyzję, by wytropić "gołębiarza". Po dotarciu na kwaterę i odpoczynku zabiera się do pracy, ma na to czas, gdyż czeka na rozkazy od dowództwa. Zabiera się do rozwiązania zagadki jak detektyw czy policjant: najpierw wizja lokalna, czyli przeszukanie ruin, skąd padł strzał, potem poznanie lokatorów kamienicy, gdzie się zatrzymali - gdyż wiele wskazuje na to, że sprawca kryje się wśród nich...
Nie tylko zagadka zabójstwa zaprząta głowę Bitnego, okazuje się bowiem, że w kamienicy mieszka Maruta, dziewczyna, którą znał i kochał przed wojną, a potem, kierowany mało zrozumiałymi pobudkami, porzucił. Teraz chciałby naprawić swój błąd, gdyż, jak to mówią, stara miłość nie rdzewieje.
Towarzyszymy więc Bitnemu, gdy prowadzi śledztwo, widzimy, jak próbuje odzyskać dziewczynę, wzdrygamy się, kiedy padają kolejne strzały i kolejne osoby zostają zamordowane. W tle mamy zrujnowaną Warszawę, bitwy i potyczki, naloty bombowe, zejścia do schronów, wędrówki piwnicami czy też kanałami.
Kiedy dochodzi do konfrontacji między Bitnym a mordercą, historia nagle się urywa.
Nadmienić bowiem należy, że powieść ma budowę szkatułkową, o czym nie wspomniałam wcześniej. Istnieje osoba narratora, a wszystkie te zdarzenia opisane były w notatniku znalezionym przez narratora na podłodze w piwnicy domu w Warszawie. Zabrał go, przeczytał i przedstawił nam, czytelnikom. Istnieje też zakończenie tej historii, narrator bowiem po latach widzi na Mazurach żaglówkę nazwaną "Maruta". To nietypowe imię, nic więc dziwnego, że postanawia spotkać się z właścicielem łodzi i porozmawiać z nim. Spotkanie okazuje się bardzo owocne, ponieważ właściciel jest jedną z osób biorących udział w opisanych w notatniku wydarzeniach. Wyjaśnia to, co pozostało niedopowiedziane, narratorowi, a przede wszystkim nam.
Moim zdaniem to świetny kryminał, gorąco polecam.

Ocena: 5/6.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz