poniedziałek, 26 października 2009

"Kochali się że strach" antologia


Ściągnęłam tę książkę z półki w księgarni, bo tytuł mi się niejasno z czymś kojarzył. Po starannym obejrzeniu wiedziałam już, z czym. Otóż, tomik ten jest zbiorem opowiadań pisanych na forum Fahrenheita, w ramach ZakuŻonych Warsztatów, a że czasem tam bywam, ten temat przewodni "Kochali się, że strach" musiał wpaść mi w oko. Lubię to forum, od czasu gdy natknęłam się na celofyzy, które oczywiście nie istnieją.(1)

Tak więc postanowiłam dać szansę młodym zdolnym i zakupiłam książkę. Antologia składa się z trzynastu opowiadań, przeczytałam, co ja mówię, pochłonęłam w okamgnieniu i zakrzyknęłam: dobre!Po czym zajrzałam na tamtejsze forum i znalazłam wątek z wrażeniami z czytania zawierające opinie czytelników oraz wypowiedzi autorów. Niektóre z wypowiedzi pozwoliłam sobie załączyć w odpowiednich miejscach, mniejszą czcionką. Link do całego wątku podaję na końcu (2), przy czym chcących tam zajrzeć uprzedzam, że najpierw trzeba się przebić przez sporą dozę niecierpliwości, czekania na listonosza z paczka, szukania w księgarniach i ogólnie takie emocje, którym wcale się nie dziwię, jakby coś mojego wyszło drukiem, też bym się niecierpliwiła.

Przejdźmy teraz do opowiadań, moje krótkie cztery grosze:

1. Aleksandra Janusz: Imponderabilia
Głównym bohaterem jest imp, własność mistrza nekromanty, który próbuje pomóc swemu panu w problemach sercowej natury, choć nic a nic się na tym nie zna. No i właśnie ta nieznajomość ludzkich zwyczajów staje się źródłem komizmu. Nie najwyższych lotów, ale porządnego, nie sprośnego - fajne toto, można się uśmiechnąć całkiem szczerze. No i nekromanta - jak dla mnie to słowo to taki kotylion przypięty na stałe do Fahrenhaita.(1)

2. Daniel Greps: Głóg
A to już bardziej mroczne i metafizyczne opowiadanie. Zaczyna się dość przeciętnie, zapłatą za wykonaną usługę dentystyczną (najpewniej wampirowi, bo kto inny by robił zęby tylko po zmierzchu?) ma być kobieta. Nierzeczywiste. Nielogiczne. Ale klimat miłości pięknie oddany.

3. Andrzej Sawicki: Na końcu świata
Rzecz rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej i przez dalekie nawiązania do Hala z Odysei od razu budzi w czytelniku (czyli we mnie) pozytywne odczucia. Bo chodzi o komputery, spersonifikowane, uczłowieczone, czasem wkurzające, ale jakże kochane...Głównym bohaterem jest galaktyczny oszust, taki Stalowy Szczur, albo ten z Lotofagów Weinbauma (nie czytaliście? - no to przeczytajcie) niby krętacz, ale sympatyczny. I smok, a jakże, w przestrzeni kosmicznej. Ciekawe.
Nosiwoda:Jeszcze jedno - przypomina mi się ŚWIETNE opowiadanie Bruce'a Hollanda Rogersa, tylko cholera tytułu nie pamiętam, także o przestępcy, który uciekał swoim rozumnym statkiem i także wykiwał na koniec własny statek, popełniając samobójstwo, żeby ten mógł się uratować. Ktoś pamięta ten tytuł? Krótki był...
Savikol: O, scheise! Popełniłem plagiat?! Ups, a sam wskazałem podobieństwo opowiadania Dabliu do tekstów Mieville, to teraz mam. Szczerze mówiąc obawiałem się, że ktoś wytknie podobieństwo motywu o inteligentnych okrętach do cyklu Anny McCaffrey "Statek, który śpiewał", a tu taki kiks. To już było! Co za cios! Cieszę się, że przynajmniej się podobało.
EDIT: A niech to! W "Statku, który śpiewał" też chyba było o śmierci pilota...

4. Rafał W. Orkan: Miód z moich żył
Stare jak świat: ona go kocha, on dopiero poniewczasie zdaje sobie sprawę, że on ją też. Ale dobrze opakowane, bo historia umieszczona w kastowym świecie przyszłości, ze Złotorękimi, Arystokratami, Technomantami i tymi najniższymi, prawie śmieciami. Jak dla mnie za krótkie, stanowczo przeczytałabym więcej. Po przeczytaniu wypowiedzi poniżej (z forum) doszłam do wniosku, że mnie z kolei klimat pachnie nieco "Pozytronowym detektywem" ale tylko pachnie. Jak widać, inspiracji można się doszukiwać a doszukiwać.
Jakoś tak w okolicy (o ile dobrze pamiętam) maja tego roku (Miód z moich żył został napisany na początku stycznia ) siedziałem sobie w Literatce z Joe Cool i Nexusem, i skarżyłem się, że właśnie czytam świetną książkę pt. "Dworzec Perdido", w której autor ukradł mi masę pomysłów A tymczasem Vakkerby powstawało w mojej głowie już od 2001 roku, a do bezpośrednich inspiracji zaliczam "Neuromancera", "Diunę" i opowiadania Agnieszki Hałas o Krzyczącym W Ciemności. Ale wiedziałem, że ktoś w końcu zauważy podobieństwo do Mieville'a, bo sam je zauważyłem. Choć jest totalnie niezamierzone, a oba opowiadania z Vakkerby napisałem na kilka miesięcy przed lekturą "Dworca..."


5. Martyna Raduchowska: Cała prawda o PPM
Bajka o bajkach. Śpiąca królewna, Kopciuszek i inne księżniczki, królewicz, czarownica i takie tam. I cała prawda o PPM - Prawdziwym Pocałunku Miłości. No takiego wyjaśnienia PPM jeszcze nie czytałam. Całość humorystyczna, w nieco podobnej konwencji jak pierwsze opowiadanie. Brawo.

6. Aleksandra Zielińska: A imię jej Grace
Nie wiem, o co tu chodzi. Naprawdę. Po przeczytaniu zapomniałam. 

7. Karol Makawczyk: Detox
Nie wiem, gdzie tam była miłość, ale była wódka i tyle z tego wiem. 

8. Paweł Grochowalski: Serce na dłoni
Króciutkie walentynkowe opowiadanko, z zaskakującym zakończeniem (w teorii, hłe hłe). Tylko językowo mi coś zgrzytnęło na koniec, niestety. 

9. Krzysztof Skolim: Wielbłądy za Annę
Żeby móc kochać Annę, trzeba wnieść do rodziny sutą opłatę. Jak wielbłądy u Beduinów. A że rodzina dziwna, więc i opłata będzie niecodzienna. 

10. Karolina Majcher: Fantastyczna miłość
Fantastyczna, bo taka och i ach? Nie. Bo to chemia, bo miłość jest efektem łyknięcia tabletki. Szast prast i dwoje całkiem obcych sobie ludzi jest w sobie szaleńczo zakochanych. Rozmowa tych ludzi (tuż przez zażyciem tabletki) powala na kolana. Karolina Majcher przestawia świat przyszłości, prorodzinny do tego stopnia, że ludzie samotni odrzucani są poza margines społeczeństwa. Stąd też te tabletki - by nie być samotnym, by kogoś pokochać, by zawrzeć małżeństwo i żyć długo i szczęśliwie. A gdzie magia miłości? Magia, nie chemia... Porażające. 

11. Marta Kisiel: Dożywocie
Najpiękniejsze opowiadane z całego zbiorku. Zwyciężyło u mnie na całej linii. Historia pisarza, Konrada Romańczuka (3), który próbuje napisać Dzieło Swojego Życia, na tle perypetii związanych z nieoczekiwanym objęciem spadku. Owym spadkiem jest domek gdzieś w lesie, willa Lichotka: niby sama radość, ale rzecz w tym, że spadek obciążony jest lokatorami. Cuuudnymi (tu padam na kolana i walę czołem w podłogę), bo to stwór Kraken (tak, ten potwór morski) znakomicie spełniający się w kuchni; panicz Szczęsny, który co i rusz umiera z miłości, (nie)szczęśnik jeden; oraz Licho, wiecznie zakatarzony anioł (ma alergię na pióra, biedaczysko, własne), tak jak pisałam, cudnymi, tyle, że sprawiającymi nieco kłopotów nowemu właścicielowi. No po prostu rewelacja. Opowiadanie jest śmieszne, przesympatyczne i w ogóle. W ogóle, powiadam. Pani Marto, ja chcę więcej o willi Lichotce! Domagam się! Alleluja.

12. Konrad Romańczuk: Wielkie, magiczne... hm...
Wielki Sztuk Mistrz na tropie kryminalnej zagadki. Gdzież tu miłość, zapytacie? Wszędzie. Naprawdę wszędzie. Brawo, panie Romańczuk. Tfu, panie Bańkowski (ładnie to tak sobie żarty stroić, panie Coleman, z Marty i podszywać się pod autora przez nią stworzonego? No dobra, ładnie, bo nader zgrabnie to wyszło). http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f31/30.html Tekst ten nie został napisany na ten konkretnie temat, pochodzi z innego konkursu, a został włączony do antologii jakoś tak nie wprost. Albo później. Albo jeszcze co innego.

13. Wiktoria Semrau: Tylko mnie kochaj
Jedno z opowiadań z niecodziennym pomysłem. A może i nie tak znów błyskotliwym, ale pięknie rozwiniętym. Ludzie, których jedynie miłość trzyma przy życiu, co mają począć, gdy tej miłości braknie? No właśnie. Nie wiadomo, czytelnik ma sobie dopowiedzieć.

Podsumowywując - absolutnie warto. Mimo, że nie wszystko jednakowo mi się podobało, ale taki już urok antologii. Coś powala na kolana, coś się podoba, a o czymś się zapomina prawie natychmiast po przeczytaniu. Całość jednak, moim zdaniem, jest na dość wysokim poziomie, zawiera perełki i tchnie świeżością.

(1) Żeby porządnie zrozumieć, o co chodzi z celofyzami i nekromantami, polecam przeczytanie tego http://www.fahrenheit.net.pl/archiwum/f56/29.html
 
(3) Jak zapewne zauważyliście, bohater "Dożywocia" i autor następnego opowiadania "Wielkie magiczne... hmm..." noszą to samo miano, co zauważył jeden z forumowiczów Fahrenheita i pomyślał, że Marta Kisiel sprytnie wcisnęła drugie swoje opowiadanie, tyle że pod pseudonimem:
A niech sobie Harna i dziesięć opowiadań w jednej antologii publikuje. Alleluja! Tylko dlaczego się wypiera autorstwa, to ja nie rozumiem A jeśli to nie tekst Harny, to po prostu ciekawi mnie, czyj. Bo oznaczałoby to, że to tekst np. któregoś z redaktorów. No bo, zauważcie: opowiadanie "Wielkie, magiczne... hm..." nie jest jednym ze zwycięskich tekstów, tak? Autor, Konrad Romańczuk, to postać literacka, główny bohater opowiadania Harny. W jego notce autorskiej jest wprost i w skrócie napisane to, co wynika z opowiadania. Zresztą, sami zobaczycie. No więc ja byłem przekonany, że jest to taki żart ustalony między Harną a Wysoką Komisją, już poza konkursem. A jakoże to bonusowe opko jest dość świntuszkowate, nazwałem Harnę świntuszkiem. A ona się broni. A skoro się broni, i twierdzi że nie ona, to ja drążę głębiej, bo mi jakoś styl obu tekstów wydaje się podobny. Podobny rodzaj humoru i dygresyjność No więc, jak to dokładnie jest? Kto jest tym świntuszkiem od budyniu?

2 komentarze:

  1. Bardziej jak analiza ( czy też opis ) a nie recenzja, ale ciekawie:) Może zajrzysz na mój punkt widzenia? - http://imunimum.blogspot.com/2013/06/antologia-kochali-sie-ze-strach.html

    OdpowiedzUsuń