niedziela, 1 listopada 2009

„Labirynt nad morzem”, „Barbarzyńca w ogrodzie” „Martwa natura z wędzidłem” Zbigniew Herbert


Dość ciężko opisać tę trylogię. Czytałam ją smakując słowo po słowie. Przepiękne opowieści opisujące podróże Herberta po Europie. Nie tylko to, co zwiedził i obejrzał. Każdy obraz, antyk, miejscowość, obraz jest przez niego opisany i to tak, jakby cały czas przepraszał za nieudolność przekazu (a niesłusznie!), a dodatkowo to wszystko jest obficie okraszone historią, zależnościami. Widać, że sięgał do wielu źródeł, by zgłębić naturę rzeczy, naturę dzieł sztuki. Ach, chciałoby się westchnąć, dlaczego nie ma wielu takich książek, tak cennych, zawierających tak wiele informacji, a do tego pisanych językiem tak pięknym, delikatnym i obrazowym.
„Labirynt nad morzem” - rozdział po rozdziale zagłębiamy się w kulturę śródziemnomorską: - Labirynt nad morzem – co tu mamy? Cywilizację minojską na Krecie, jej odkrycie przez Evansa (szczegółowy życiorys tegoż), burzliwe polemiki archeologów dotyczące datowania... „Kreta, tajemnicza, o zaciśniętych ustach, zamkniętych oczach – broni się. Wyspa sejsmiczna, doświadczająca często gniewu Posejdona, wyspa niepewnych i chwiejnych hipotez.”
- Próba opisania krajobrazu greckiego – Ateny, Delfy, Sparta, Olimpia, wyspy greckie.
„Do Grecji jechałem na spotkanie z krajobrazem. Sztukę grecką można poznać nieźle w muzeach europejskich.”
„Pokusa opisywania i porażka opisywactwa. Nie udało mi się nawet wyrazić kształtu i koloru oliwki. A przecież znam dokładnie przynajmniej jedną z nich tuż koło muru ogradzającego pałac Minosa w Knossos. Policzyłem wzrokiem wszystkie jej liście i noszę w sobie dokładnie jej kontur. Ale trzeba być Durerem, żeby z tego doświadczenia zrobić kształt.
Opisać jeden stok góry: u spodu srebrna poszarpana zieleń krzewów. Trzy białe domy. Winnica przypominająca wydłużone, niskie altany. Z wierzchu zieleń przyprószona z dodatkiem błękitu, ale między szpalerami winorośli jest zimny, szafirowy chłód. Mały prostokąt bardzo dźwięcznego brązu, jaki mają jesienią liście grabu. Wreszcie wyżej łuszczący się kamień i rzadkie trawy.
Chciałem opisać.”
- Duszyczka – krótki szkic, Freud, stereotypy i jak to się wiąże z Grecją i Atenami.
- Akropol – to nie sam Akropol, to jeszcze historia Peryklesa, głównego twórcy potęgi Aten w piątym stuleciu. To wstrząsający opis zniszczeń, jakich doznało to miejsce (wstrząsający dla osób odczuwających uwielbienie i respekt dla sztuki).
- Sprawa Samos – centrum kultury jońskiej. Ale Herbert nie skupia się na kulturze, jak by tego można było oczekiwać. Całkiem nieoczekiwanie pisze „zajmiemy się tutaj pewnym epizodem historycznym, zwanym rewoltą lub buntem Samos. Ze sprzecznych źródeł i relacji postaramy się zrekonstruować tę historię, nie tając sympatii dla pokonanych”.
- O Etruskach„Etruskowie są modni, jakby odkryto ich niedawno, jakby byli ostatnią rewelacją archeologii śródziemnomorskiej”. Autor śledzi doniesienia na ich temat, ich sztukę, obyczaje, religię, moralność (którą Rzymianie, chcąc zdyskredytować Etrusków, poddawali w wątpliwość), bada także nieustające zainteresowanie pismem etruskim. Ta starożytna nacja, jak się okazuje, zostawiła mnóstwo tabliczek, niestety są to w większości okropnie nudne nekrologi.- Lekcja łaciny – ni z tego, ni z owego sięga Herbert do własnych wspomnień, do lekcji łaciny i groźnego łacinnika, który „wbijał” uczniom do głów rozmieszczenie najważniejszych budowli Wiecznego Miasta, by kiedyś, w przyszłości, nie dreptali po Rzymie jak barbarzyńcy. Płynnie od tego wspomnienia przechodzi do najazdu Cezara na Brytanię, historii tego podboju, przyczyn i przebiegu. Mur Hadriana, legiony w Brytanii (nie, nie ma tam legendy ostatniego legionu – którą tak pieczołowicie wykorzystał w książce Manfredi) i nie tylko, wojskowa dyscyplina i to, co zostało po Rzymianach na wyspie.
Drugi tom trylogii to „Barbarzyńca w ogrodzie”. Zaczynamy od malowideł naskalnych z Lascaux wyciągniętych z otchłani czasu, opisywanych z szacunkiem i zachwytem. Potem wędrujemy po miastach, Sienie, Valois, Arles (znane chyba najbardziej z van Gogha, jednak autor przybliża nam inne Arles, z piękną romańską świątynią, amfiteatrem i prowansalskim Wergiliuszem – Mistralem.) W rozdziale „Kamień z katedry” Herbertzagłębia się szczegółowo w tajniki budowania katedr, sposoby finansowania, projekty, opisuje mistrzów i czeladników, narzędzia, szkice... długo i wyczerpująco, zdradzając, że sięgał w przeróżne miejsca, choćby rachunki – wiele można się z nich dowiedzieć. Rozdział „O albigensach, inkwizytorach i trubadurach” to zdecydowanie najciekawszy rozdział w tej książce. Zapewne miało to związek z tym, że niedawno przeczytałam „Labirynt” Kate Moss, szeroko opisujący tę kwestię, tyle że w beletrystyczny sposób. Tu natomiast mamy fakty, historię, nazwiska, wojny, wydarzenia. Fascynująca lektura. Tak samo jak następny rozdział „Obrona templariuszy”.
Ostatnia książka „Martwa natura z wędzidłem” poświęcona jest w całości Holandii. Herbert przechodzi tu płynnie przez pasję do tulipanów - tajemniczą, niezrozumiałą i trochę szaleńczą do malarzy holenderskich, niezwykle licznych (skądże na tym małym kawałku ziemi tak wielu artystów?).
Ogólnie – podczas czytania czułam się przerażająco niedouczona. Ale nie było mi z tym źle, wcale. Łapczywie łapałam za następną książkę, by jak najszybciej dowiedzieć się czegoś nowego, interesującego, niecodziennego. Fascynująca lektura. To powinno być obowiązkowe w szkołach.
P.S. Zdaję sobie sprawę, że ta moja recenzja jest okropnie chaotyczna, niedopracowana i ogólnie do bani - i bardzo, ale to bardzo nad tym boleję, zwłaszcza że pisałam ją, przerabiając i poprawiając, parę tygodni. Boleję nie dlatego, że nie sprostałam zadaniu (w mojej własnej ocenie), ale że nie brzmi to dość zachęcająco, jak powinno. A powinno. Wybaczcie.

2 komentarze:

  1. Ta trylogia Herberta wciąż przede mną. Literatura najwyższych lotów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ własnie jest zachęcające! Poezję Herberta uwielbiam. tej trylogii nie znałam.
    Pozdrawiam,
    Magda
    tajemnicezatoki.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń