środa, 3 lipca 2019
[Zew Zajdla] "Łzy Mai", "Spektrum" Martyna Raduchowska
Przeczytałam obie części według zaleceń autorki (udało mi się z Martyną chwilę pogadać na WTK, na stoisku Uroborosa), w kolejności takiej, jak było wydane. Choć potem, na panelu Hardej Hordy, zdaje się, że się trochę poddała i przyznała, że można przeczytać też samo "Spektrum" (zwłaszcza jeśli ktoś bierze udział w ZZ i ma mało czasu na wszystko), uczciwie jednak uprzedziła, że odbiór tej powieści może być nieco spłycony i okrojony. I tak jest istotnie.
Tematem obu powieści jest to, że androidy marzą o elektrycznych owcach (mspanc), czyli rozważania o istocie człowieczeństwa.
"Łzy Mai". Jared jest policjantem, w zespole ma replikantkę Maję, której ufa bez zastrzeżeń. Nagle bum, napad, bitwa, rebelianci, rzecz idzie o dostęp do specyfiku działającego na mózg ludzki (i replikancki też), padają trupy, Jared obrywa, Maja go ratuje, ale uwaga - kłamie.
To jedno kłamstwo wstrząsa światem Jareda przepotężnie, ale trzymajcie się krzeseł, bo zaraz będzie drugi wstrząs. Nie, nie zdradzę, jaki. Jednakowoż konsekwencją tego pierwszego wstrząsu jest obsesja policjanta, by Maję znaleźć i zlikwidować, bo zawiodła jego zaufanie. Ohoho, sztuczna inteligencja kłamie, świat się kończy.
Mai znaleźć się nie da, bo ukryła się za Murem, gdzie po buncie wylądowali wszyscy buntownicy, używający i nadużywający rzeczonego specyfiku.
Jared oprócz majowego idee fixe ma do rozwiązania sprawę kilku zabójstw popełnionych w mieści. Jakby tego było mało, musi uporać się z własną psychiką, bo ma wrażenie, że coś mu w niej szwankuje.
"Spektrum" zaczyna się właściwie od tych samych wydarzeń, czyli buntu i ogólnej rozpierduchy, tyle że widzianych z punktu widzenia Mai. Obserwujemy więc jej losy, nie Jareda. Jej działania, przemyślenia, wątpliwości.
Maja jest napisana tak, że nie czuje się, że jest replikantką, a jednocześnie nie można o tym ani na chwilę zapomnieć. I chyba to właśnie w "Spektrum" najbardziej mi się podobało. Druga interesująca rzecz to kryminalno-fantastyczne metody operacyjne, tu uznanie należy się obu powieściom. Także za drobiazgowe technikalia, choć dla mnie to akurat nie najważniejsze, doceniam precyzyjne i ciekawe opisy.
Na koniec konkluzja - Jared to buc. No i trudno.
"Spektrum" na pewno nie będzie ostatnie na mojej liście zewozajdlowej.
"Łzy Mai", "Spektrum" Martyna Raduchowska, Uroboros, Warszawa, 2018.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zgadzam się w pełni, że druga część lepsza, a Jared to buc. I mi akurat bardzo przypadły do gustu elementy technik prowadzenia śledztw.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie są opisane te techniki, no i taka pochwała metod "analogowych", gdy elektronika padnie.
UsuńOj buc, i to jaki. Dlatego druga część jest lepsza, bo Jareda jest mało. A Maja to jest świetnie nakreślona postać.
OdpowiedzUsuńYes! W "Łzach Mai" Mai jest mało :)
UsuńSpektrum to wynagradza z nawiązką :)
UsuńZamieniłabym tytuły.
UsuńBo ja wiem :) Chociaż Łzy Mai są bardziej wyraziste niż Spektrum.
UsuńJared to buc i prostak. ;)
OdpowiedzUsuńNo, nie jestem sama :)
Usuń