Jakimi drogami krążyły myśli autora, że zdecydował się w jednej książce zamieścić pisarza Henry'ego Jamesa (autora min. "Portretu damy", "Domu na placu Waszyngtona" czy "Bostończyków") oraz Sherlocka Holmesa? Do tego jednego z nich usiłuje wepchnąć do Sekwany i uśmiercić, zaś drugiemu każe powątpiewać w swoje istnienie. Co właściwie jest prawdą, ale nie godzi się, by bohater literacki na kartach powieści zyskiwał samoświadomość. Ba, ten pierwszy, czyli Henry James, ma jeszcze inną teorię na temat roli Sherlocka:
" - Uważam... że jest pan osobą... niepoczytalną... udającą fikcyjną postać Sherlocka Holmesa udającego fikcyjnego odkrywcę nazwiskiem Jan Sigerson.
" - Pan i ja jesteśmy jedynie drugoplanowymi postaciami w opowieści o Wielkim Detektywie. Nasze żywociki i to, jak je zakończymy, nie ma dla tego sukinsyna, naszego Boga-Autora... ktokolwiek to miałby być... najmniejszego znaczenia". [s.510]
Porzućmy jednak te egzystencjalne rozważania bohaterów powieści, gdyż niewiele wnoszą oprócz zamieszania. Ważniejsze jest to, czego się od Sherlocka Holmesa wymaga, czyli rozwiązania sprawy śmierci przyjaciółki Henry'ego, zmarłej w tragicznych okolicznościach Clover Adams, członkini grupy Piątka Kier (ekskluzywnego salonu skupionego wokół interesujących rzeczy i ludzie). To śledztwo w prostej linii prowadzi do kolejnego, gdzie tym razem bohaterowie mają do czynienia z większym zagrożeniem.
Pojawia się najbardziej niebezpieczny przestępca świata, Moriarty, i pomińmy już rozważania, czy on istnieje, czy nie. Plan ułożony przez geniusza zbrodni jest naprawdę diabelski, zagrożone jest życie wielu osób na całym świecie. Dotychczasowy porządek świata ma runąć, a na jego gruzach stanie James Moriarty, pan wszystkiego (w tle słychać diaboliczny śmiech "buhahaha").
"Droga tonęła już w ciemności. Odległe latarnie na drugim brzegu Sekwany deszcz ozdobił ironicznymi aureolami". [s.12]
"Tak, skala pałacu Potala jest trudna do pojęcia... zwłaszcza gdy reszta Lhasy jest tak żałosna: zapadające się domy z drewna i błota, niekończące się, wąskie zaułki pełne rozkładających się, padłych psów i niewyobrażalnych ilości śmieci". [ 161]
"To, co dawniej było trzęsawiskiem, przekształcono w ponad milę kwadratową białych, kamiennych bulwarów, strzelistych posągów, gigantycznych kopuł, mostów z gracją wyginających się w łuk, zielonych trawników, zalesionej wyspy i kwiatowych łąk. W dziennym świetle padającym na białe budynki Białe Miasto zdawało się jarzyć". [472]
Ech, sporą część książek Simmonsa można podsumować zdaniem "wszystkiego jest tu za dużo" ;)
OdpowiedzUsuńChwała niebiosom, że nie wszystkie są takie (ta jednak jest).
UsuńTe zabawy Simmonsa z czytelnikiem jak i jego czasem nieznośną chęć przekazania czytelnikowi posiadanej wiedzy w ilości dużej trzeba lubić.
OdpowiedzUsuńAlbo znosić.
Usuń