Kolejny gardnerek za mną. I chociaż nie znalazłam w nim nic, co by mną potrząsnęło, to przeczytałam z przyjemnością.
Jest sobie wyspa wystawiona na sprzedaż. Właścicielka liczy na zysk, w końcu wyspa to nie stary samochód, aż tu nagle jak diabełek z pudełka wyskakuje biznesmen, wymachując dawno wygasłą umową dzierżawy i krzycząc "liberum veto!". No jasne, chce wykroić dla siebie kawałek tortu. Właścicielce to nie w smak, jej siostrzenicy też, bo liczyła na pożyczkę od cioci. Nabywca wyspy również się krzywi, bo to mu komplikuje interesy, zaś żona biznesmena zaczyna podejrzewać, że jej mąż oprócz kasy ma na oku także pewną zielonooką blondynkę.
Sami niezadowoleni.
Spotykają się wszyscy na jachcie (Mason też został zaproszony) i wtedy ten wrzód na tyłku, tfu, przepraszam, ten biznesmen, ginie. Tylko kto go sprzątnął? Motyw mieli wszyscy... ok, oprócz Masona. A Perry dzięki temu, że był na miejscu, mógł od razu rozpocząć śledztwo
"Sprawa niedobudzonej żony" E.S. Gardner, tłumaczenie Łukasz Witczak, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 2007.
A dlaczego niedobudzona zona?
OdpowiedzUsuńA, tytuł jakiś taki...
UsuńAlbowiem ta ofiara tuż przez przed tym, jak wyzionął ducha, zadzwonił do żony do kajuty (skąd, nie wiadomo dokładnie, z dziobu jachtu czy z rufy), a ta żona, taka niedobudzona, nie wiedziała, co i jak, co ten mąż od niej chce, wyleciała na pokład, ale już za późno...
Ooo, nie miałam pojęcia, że te książki wychodzą po polsku! Uwielbiam oglądać czarno-białe Masony :)
OdpowiedzUsuńA gdzie Ty to oglądasz? To to nakręcili? No ładnie, a ja nic nie wiem, skupiłam się na słowie pisanym!
Usuń