Okładka piękna i przewrotna, w połączeniu z tytułem odsłania całą historię, ale czy istotnie CAŁĄ? Widać, że kobieta spada, popchnięta ręką strażniczki, w otchłań. Znam już wyrok walkirii? Nawet jeśli, to warto przeczytać, jak do tego doszło.
Niepokorna Kriss, jak tylko walkirie na chwilunię odwracają wzrok, próbuje zwiać, mamrocząc pod nosem:
"Nikt nigdy nie zdołał zatrzymać w więzieniu Kriss de Valnor... i nie widzę powodu, dla którego miałoby się to udać walkiriom!"
Oczywiście, że jej się nie udaje, musi zostać i kontynuować opowieść, pełną krwi, chaosu, pieniędzy i bezwzględności. Kriss z kompanem kuglarzem zostają rozbójnikami - kradną i zabijają bez pardonu. Źli ludzie, źli. A gdy zbójecka para trafia do rodzinnej wioski Kriss, robi się jeszcze gorzej, bo żądza zemsty dochodzi do głosu. Co tam się dzieje, ach, można się za głowę złapać i zapłakać nad nieszczęsnym losem bohaterów. Komiksowych. Kriss będzie się smażyć w piekle, powiadam wam.
Wyrok bogini jest BARDZO ciekawy, bo Kriss ma wrócić do Midgardu, ma popełnić czyn godny królowej, a do tego nie wolno jej zabić nawet muchy. No błagam, Kriss? Ta diablica wcielona? No, bardzo jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
Co do rysownika - powoli się przyzwyczajam, choć drażni mnie nieco jego nonszalancja w sprawie ubioru. Drze ubranie na Kriss tak, że trzyma się dosłownie na nitkach i nie ma prawa zakrywać biustu, a jednak zakrywa - i to zarówno podczas podpalania wioski, w deszczu, podczas jazdy konnej i w ogóle.
[Kriss de Valnor] 2. "Wyrok walkirii" rysunki Giulio de Vita, scenariusz Yves Sente, tłumaczenie Wojciech Birek, Egmont Polska, Warszawa, 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz