Dziś mamy kolejny post tematyczny Śląskich Blogerów Książkowych - czyli odkrycie przed publicznością, gdzie to w ogóle te wszystkie notki powstają.
Zaczyna się, proszę państwa, od drzwi. W te drzwi puka listonosz i to przeważnie raz, bo czujna jestem na przesyłki jak pies myśliwski i nie pozwalam, by zapukał drugi raz.
Jak już otworzę drzwi, grzecznie witam doręczyciela, odbieram przesyłkę i wtykam ją pod pachę, po czym ujmuję wręczoną mi listę i długopis, po czym zamaszyście podpisuję się we wskazanym miejscu. Jak podkładki używam kawałka ściany, o, tego, na prawo od zamka:
Jak już podpiszę, zamknę drzwi, zorientuję się, że kot mi wylazł na klatkę schodową, otworzę drzwi, zagonię kota do mieszkania i znów zamknę drzwi, mogę położyć właśnie otrzymane książki na kawałek regału. O tak (tu już rozpakowane) jak poniżej. Trzy od dołu wcześniejsze, ale dwa cienkie komiksy i dwa audiobooki to przesyłki z dziś.
Jak już tam poleżą, to je przekładam z półki na półki, czytam, opisuję, zakładkuję i takie tam. Jak już mam gotową recenzję w notesie, to rozglądam się za laptopem. Zwykle leży na biurku męża:
Przekładam na ławę, tyle że wcześniej muszę ją trochę uprzątnąć z lalek, klocków i miliona innych pierdółek.
Poduszka pod plecy albo pod łokieć, laptop na ławę, można pracować.
Kawa na podorędziu, notes z boku (tu go nie ma na zdjęciu, bo dzisiejsza notka powstała bez udziału notesu) i heja, do pracy, rodacy!
:)
P.S. Chcecie zobaczyć jeszcze jedno miejsce pracy (ach, jak ładnie posprzątane...), to proszę, łapać link Oto Sanepid Literacki..
Kulturalna Mysz też o tym pisze, o!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz