Czekałam na "Ostatnią wojnę" mocno, bo to przecież Sława Pawłysz! Pawłysza bardzo cenię, bo to super porządny gość. Kolekcjonuję sobie dzieła z jego udziałem, cierpliwie wyszukując powieści i opowiadania.
Oczekiwania miałam spore, nie do końca zostały one spełnione, ale nie czuję się z tego powodu źle - po prostu chciałam dużo Pawłysza, taka jestem pazerna i nienażarta.
"Ostatnia wojna" jest opowieścią o ratowaniu ludzkości w sytuacji, gdy ludzkość nie bardzo tego chce. Ziemia przystąpiła właśnie do galaktycznej unii, dzięki wymianie technologicznej można podróżować z prędkością większą od światła i realizować galaktyczne projekty. Statek "Siegieża" właśnie leci na Tytana, gdy otrzymuje komunikat, że zmieni im się cel podróży, a do tego będę mieli dodatkowych pasażerów, przedstawicieli rasy Koron. Razem polecą na planetę Błękitną - wyjątkowo podobną do Ziemi. Z podobnym klimatem, atmosferą, roślinnością i humanoidalnymi mieszkańcami.
Byłoby cudownie, mieć w kosmosie braci bliźniaków - jest tylko jeden mały kłopocik. Ci nasi bracia właśnie się spektakularnie i z potępienia godną dokładnością wymordowali, waląc się po łbach atomówkami w bratobójczej walce. Promieniowanie wykończyło resztki flory i fauny. W taki razie po co więc tam lecieć? Ponieważ rasa Koron wynalazła aparat pozwalający przywrócić funkcje życiowe istotom, które zmarły, byle były w dobrym stanie "technicznym". Jest więc szansa, by na pięknej planecie odbudować populację jej mieszkańców.
Nie do końca wiadomo, czy ta misja się powiedzie. Tubylcy właśnie doprowadzili się do zagłady. Czy - jeśli się ich wskrzesi - będą potrafili żyć tak, by się ponownie nie wytłuc? Czy też wdrukowane wzorce zachowań są takie, że ważniejsze jest zwycięstwo niż życie?
Ta książka przypomina mi nieco (pff, nieco - BARDZO) "Przenicowany świat" Strugackich - powstały zresztą prawie w tym samym czasie, "Ostatnia wojna" w 1970, "Przenicowany świat" w 1969. Widać, jak autorzy próbują rozprawić się z systemem, przenosząc go w przestrzeń kosmiczną. Wnioski z lektury są, mimo wszystko, pozytywne. Twardogłowi tępacy zdarzają się wszędzie, na szczęście ludzie trzeźwo myślący, rozsądni i pokojowo nastawieni też są wszędzie.
Sławy Pawłysza jest tu malutko, jak już pisałam, ale już pisarz nadaje mu charakterystyczny rys osobowościowy, tak wyraźny w późniejszych utworach. Odwaga, lojalność, gotowość do najwyższych poświęceń i takie głęboko humanistyczne podejście do drugiego człowieka. Taki Pawłysz poleci w beznadziejną (z pozoru) wyprawę po to tylko, by móc z czystym sumieniem powiedzieć "zrobiłem wszystko, co mogłem". Zupełnie jak lemowy Rohan - bo swoich się nie zostawia. Ta to wszystko się ładnie zazębia, pasuje - aż przyjemnie czytać Bułyczowa, przypominać sobie Lema i poprawiać Strugackimi.
Jeszcze jedno: Bułyczow tak uroczo przenosi w kosmos rosyjską przaśność, te kawałki cukru rąbane do herbaty z samowara chyba głęboko w nim siedziały, gdy kreślił postać cioteczki Miły, która na statku kosmicznych poleruje porcelanowe filiżanki i martwi się, że w spiżarni zostało ledwo pięć kilogramów cebuli.
Cieszę się, że przeczytałam "Ostatnią wojnę". Teraz notka zbiorcza o Pawłyszu, o TA, wymaga uzupełnienia.
"Ostatnia wojna" Kir Bułyczow, tłumaczyła Iwona Czapla, Solaris, Stawiguda 2016.
Wróciłem.
OdpowiedzUsuńZahaczę Cię niedługo o książki dla dzieci.
Piszesz też gdzieś? Zahacz. Rozejrzyj się, mam trochę książek opisanych :)
UsuńOdpowiem mailem, o ile oczywiście Twój dawny adres nadal działa.
OdpowiedzUsuńB. rzadko korzystam z dawnego, tu na blogu masz kontakt: agnes.dowolnik@gmail.com
Usuń