Kręciłam nosem na "Moriarty'ego" tego samego autora, wybrzydzałam... i co? I wzięłam do przesłuchania "Dom Jedwabny", czyli poprzednią część przygód Sherlocka Holmesa.
Wysłuchałam w całości, z umiarkowaną przyjemnością przenosząc się znów do Londynu, do mieszkania Holmesa i Watsona. Mam wrażenie, że oni wciąż tam siedzieli przy herbacie, czekając, aż ktoś do nich zapuka i powie, że ma problem do rozwiązania.
W "Domu Jedwabnym" doczekali się odwiedzin manszarda (przy okazji dowiadujemy się, jakimi obrazami handlowano wtedy w Londynie), który obawia się o swoje życie, bo jakiś opryszek wystaje przed jego domem.
Detektyw szybko rozwiązuje tę sprawę - a raczej sama się rozwiązuje (nie ma to jak znaleźć jedynego podejrzanego w sprawie z poderżniętym gardłem, można go wszystkim obciążyć), ale zaraz wykluwa się kolejna. Giną kolejni ludzie, a Sherlock Holmes trafia do więzienia. Od tego momentu same zaskoczenia, nie zawsze przyjemne.
Lepsze niż "Moriarty", odrobinę, ale jednak lepsze.
Lektora lubię (Andrzej Ferenc), dlatego to wzięłam do przesłuchania, i nie żałuję.
"Dom Jedwabny" Anthony Horowitz, przełożył Maciej Szymański, czyta Andrzej Ferenc, Rebis, Poznań.
Trójka e-pik się kłania, kategoria marcowa z motywem domowym w tytule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz