Któż nie lubi motyli? Kolorowych, bajecznie beztroskich, ubarwiających naszą wiosnę i lato? Ja uwielbiam. Wraz z dziećmi udało nam się kilka razy wyhodować motyla z gąsienicy, cudowne doświadczenie.
Zainteresowałam się książką Josefa Reichholfa, ponieważ próbuje on odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mamy coraz mnie motyli i innych owadów latających. Trochę mnie początek książki zniechęcił i znudził, autor bowiem rozpoczął - właściwie całkiem słusznie - od początków swojej przygody z owadami, od badań, liczenia motyli, obserwacji i nostalgicznych wspomnień. To zapewne bardzo interesujące dla naukowca, dla mnie mniej. Potem jednak nastąpiła daleko ciekawsza część, otóż Reichholf, bazując na wynikach badań swoich i kolegów naukowców, a także na swojej wiedzy i doświadczeniu, podjął się wskazania przyczyn spadku liczebności motyli.
Przyczyn jest kilka. Przenawożenie pól, masowe stosowanie środków owadobójczych na polach, zanik miedz, nieużytków, wykaszanie poboczy dróg i autostrad. Well, zauważyliście, że to wszystko, co napisałam, to działalność człowieka? Smutne to i bardzo przygnębiające, że potrafimy być tak destrukcyjni i to właściwie nieświadomie, bo kto przecież świadomie masowo zabijałby motyle, półgłówek chyba jakiś. Niestety, dalsze smutne wnioski wysnute przez autora, są takie, że nawet gdy już zyskamy jasną świadomość co do przyczyn tych niepokojących zjawisk, nie robimy z tym nic, albo prawie nic.
"Przyglądając się bliżej temu zjawisku [masowy pojaw motyli - przyp. mój], można zauważyć, jaką naiwnością jest przekonanie, że przejrzyste, wielokrotnie potwierdzone wyniki badań naukowych doprowadzą do zmiany w powszechnym pojmowaniu zjawisk przyrody - nie mówiąc nawet o tym, że mogłyby wpłynąć na podejmowane działania". [s.93]
Czy zatem grozi nam całkowite wyginięcie motyli? Nadmienię, że w ciągu ostatnich 50 lat liczebność motyli zmniejszyła się o ponad 80 procent! Otóż, tego nikt nie może tak na pewno ocenić. Reichholf zauważa jednak, że powoli ostoją i oazą dla różnych gatunków motyli staje się... miasto. Skwery, trawniki, ogrody i ogródki, łąki kwietne - tam motyle mogą się rozwijać i rozmnażać. Ech, niedługo, żeby zobaczyć różne gatunki motyli, trzeba będzie ze wsi jechać do parku w mieście, bo łąki wśród pól będą puste...
Książka przeczytana dzięki współpracy ŚBK z Wydawnictwem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Motyle. Opowieści o wymierających gatunkach" Josef K. Reichholf, tłumaczenie Joanna Gilewicz, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 2020.
Poruszające. Na pewno przeczytam. Interesuje mnie życie pszczół, a wiec także kwestia ich wymierania, dużo czytam na ten temat. Chciałabym kiedyś mieć własne ule, trochę dla utrzymania populacji tych pożytecznych owadów, a trochę z ciekawości, żeby móc obserwować z bliska ich życie. W ogrodzie siejemy i sadzimy rośliny, które zwabiają pszczoły, ale także motyle. Fascynujący temat, dziękuję za opis tej książki, poszukam i przeczytam :).
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, podziwiam plany dotyczące uli, dla mnie to trochę czarna magia. Trzymam mocno kciuki, żeby się udało! Na swoim balkonie ograniczam się do roślin :)
Usuń