środa, 5 października 2011
"Nagie kości" Kathy Reichs (zawiodłam się, ech)
Bardzo lubię serial "Kości", co prawda nie oglądam go nałogowo, ale jak tylko mi się uda, towarzyszę przygodom doktor Brennan z nieukrywaną przyjemnością. Dlatego za książkę Kathy Reichs złapałam z nadzieją, licząc na podobną rozrywkę jak przy oglądaniu serialu. No i się przeliczyłam. Przeczytałam całość tylko dlatego, że wzięłam książkę w podróż i zabijałam czas w trasie.
Pani doktor jest pracoholiczką, ma dorosłą już, wspaniałą (wg jej własnych słów) córkę, jest z mężem w separacji i przeżywa właśnie gorący romans z doskonale umięśnionym i przystojnym kolegą policjantem. Facet ideał, tak na marginesie: nie wymaga wiele czasu, znakomicie gotuje, zajmuje się psem i jest fantastyczny w łóżku. Wad nie stwierdziłam. Czy tacy w ogóle istnieją?
Sama intryga jest skomplikowana, pełna kości (ludzkich, niedźwiedzich, ptasich), narkotyków, zaginionych ludzi, przemytników, spalonych niemowląt i mnóstwa innych rzeczy w ilości przekraczających moją czytelniczą wytrzymałość.
Zgrane motywy, kiedy to tajemniczy prześladowca zagraża rodzinie pani doktor (nieodłącznym atrybutem są zdjęcia z ukrycia) czy też kulminacyjna scena, gdy nasza bohaterka zostaje uwięziona w tajemniczym miejscu przez wspomnianego już tajemniczego prześladowcę i oczywiście zostaje uratowana w ostatnim momencie - no cóż, wywołały u mnie smętny uśmiech politowania czy wręcz zażenowania.
Nie, więcej nie chcę czytać nic tej autorki, zdecydowanie wolę serial i świetną rolę Emily Deschanel.
No i takie drobniutkie zgrzyty:
"Palmer odwrócił się i spytał z niepewnością" [1] - A dlaczego nie z wahaniem? Albo niepewnie? Lepiej by zabrzmiało.
"[...] kokaina jest zapakowana do ciężkich plastikowych pojemników wyściełanych pęcherzykowym plastikiem [...]" [2] - czy to nie przypadkiem nie ma już nazwy, a mianowicie: folia bąbelkowa? No ale mogę się mylić.
---
[1] - "Nagie kości" Kathy Reichs, tłum. Anna Dobrzańska, Red Horse, 2008, s. 53
[2] - Tamże, s. 178
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałam inny tom, ale wrażenia podobne. Mam wrazenie, ze pani KR nie bardzo potrafi pisać. A Patricia Cornwell, do której ją porównują jest duuuużo lepsza.
OdpowiedzUsuńCześć! Czy masz może tę książkę na zbyciu? Błagam, powiedz ze tak, chcę uzbierać całą serie na te wakacje i akurat tego tomu mi brakuje... Jeżeli posiadasz egzemplarz tej książki i chcesz go sprzedac lub wymienic (nawet na 2 inne ksiazki) prosze napisz na marta_kusz@wp.pl
OdpowiedzUsuńz góry dzięki! :*
Książka nie jest moja, pożyczyłam ją i muszę oddać. Przykro mi.
OdpowiedzUsuńNo ale te anty-perełki, które wymieniasz, to raczej kwestia tłumaczenia. W oryginale może nie być tak źle ;)
OdpowiedzUsuńCzasami oglądam "Kości", ale jakoś bez specjalnego entuzjazmu. Po prostu wolę bardziej rozbudowane (przynajmniej pod względem kryminalistycznym) "CSI: LV". Książka jakoś mnie nie zachęca - nie lubię lektur na podstawie których kręcone są seriale (bądź na odwrót - książek powstałych "przy okazji" serialu). Co ciekawe z ekranizacjami filmowymi już nie mam tego typu problemów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja także należę do miłośników serialu:) Książki już troszkę mniej mnie do siebie przekonują.
OdpowiedzUsuńO! Nawet ja nie słyszałam o tej książce. Za to ostatnio zaczęłam oglądać pierwszy odcinek serialu. Emily Deschanel idealnie nadaje się do tej roli - choćby z wyglądu, ma takie bardzo przenikliwe, inteligentne spojrzenie. Jaka jest w serialu? Nie mam pojęcia, bo w połowie przysnęłam ;)
OdpowiedzUsuńRównież zawiodłam się na autorce. Co prawda czytałam inny tom, ale to pewnie bez znaczenia. Może to kwestia porównań z serialem? Tam wszystko jest wyrazistsze.
OdpowiedzUsuńA ja odwrotnie. Książki mi się bardzo podobają, natomiast nie lubię serialowej udziwnionej bohaterki. Oglądałam kiedyś serial, ale znudził mnie
OdpowiedzUsuńa ja czekam az przeczytasz madame Allende. mnie ta ksiazka porwala totalnie, ale bylam wowczas w 1 klasie szkoly sredniej, wiec moge byc teraz nieobiektywna w jej ocenie
OdpowiedzUsuńDoczytałam troszkę, między innymi na wiki, i okazało się, że serial i książki programowo i celowo się różnią. Pewnie dlatego, by uniknąć posądzeń o powielanie tematów.
OdpowiedzUsuńNo, i teraz rozumiem, książki dla jednych, serial dla drugich.
Dosiu, słucham audiobooka w samochodzie i jestem zachwycona!
Czytałam, a jakże, bo Kości serialowe nawet nagrywałam.
OdpowiedzUsuńKsiążeczki zrobiły na mnie dobre wrażenie, ale - Ryana polubić nie potrafię, bo mam wrażenie, że wszędzie go pełno. (I nie wiem, czy to w tej książce, czy innej, ale...) nie cierpię facetów w krótkich spodenkach i sandałach. Wykręca mnie od tego.
Agato, w takim razie na pewno nie lubisz "Słonecznego patrolu", tam raczej w garniturach nie paradowali :P
OdpowiedzUsuńHe he, no i trafiłaś;)
OdpowiedzUsuń