Autor, Simon Tofield, ma cztery koty. Pierwszą książkę (komiks) napisał (narysował) o jednym z nich, drugą tak samo, w trzeciej (tej właśnie) dorzucił drugi koci egzemplarz. Jeśli w takim tempie będzie dokładał kolejne koty do komiksów, mamy zapewnioną stałą dostawę rozrywki, z czego należy tylko się cieszyć, bo wszystkie tomy nieustająco trzymają znakomity poziom.
Dlaczego? Bo to sama prawda, po pierwsze. Po drugie, prawda narysowana przez człowieka z poczuciem humoru. Wiecie, można opowiedzieć ten sam dowcip tak, że słuchacze tylko bąkną pod nosem "he, he" i to tylko dlatego, że słyszeli go już wcześniej i sobie przypomnieli, jak się śmiali za pierwszym razem; a można opowiedzieć tak, że słuchacze spadają z krzeseł, trzymając się za brzuchy (dygresja mała: znakomitych opowiadaczy dowcipów jest wielu, ale absolutnego mistrza spotkałam raz w życiu; najgorszą chałę i badziew, najdurniejszą opowiastkę przedstawiał tak, że turlałam się ze śmiechu - to musi być dar od Najwyższego, bez wątpienia).
Tofield opowiada kocie historie tak, że można się szczerze uśmiać. Te historie na dodatek tworzą spójną całość: opisują to, co się dzieje w domu od momentu przybycia małego kociego nieszczęścia: poznawanie nowego miejsca i otoczenia przez to małe kocię, aż po dzikie harce i psikusy, właściwe kociemu dzieciństwu. W tym wszystkim musi się odnaleźć kot Simona - już nie taki młody, trochę zasiedziały, trochę upasiony i mało skoczny. Jak podejść do małego kociego kłębka? Tak, jak to się odbywa w tysiącach dokoconych domów: najpierw nieufnie, z prychaniem i pacaniem, potem w miarę zgodnie, a jeszcze potem to duży kot daje się za małego pokroić.
Po trzecie (bo tam było po pierwsze i drugie) kot Simona jest uniwersalny, bez słów, same obrazki tak samo przemawiające do kotolubnych w Chinach, na Jamajce, w Polsce i Meksyku. To wielka sztuka tak rysować i nie ulegać pokusie wtykaniu tu i ówdzie słowa pisanego.
I filmik z małym kociakiem.
"Kot Simona i kociokwik" Simon Tofield, wydawnictwo W.A.B. 2011.
hiehiehei uwielbiam tego kota :-) ogólnie zaraziłam się kotami i widzę ze dzieciaki też już za kotami szaleją ;-) Ostatnio właśnie ten filmik oglądałam z Gabi i słyszałam "jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz". Swoją drogą z miesiąc temu widziałam boski kalendarz w empiku z Kotem Simona ale .... już mam kalendarz :-( i tak odeszłam czując niedosyt ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kociaka! Najzabawniejsze jest to, że te koty są po prostu jak wycięte z realnego życia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam:)
OdpowiedzUsuńMoje 2,5 letnie dziecko przynosi mi książeczkę z kotem i mówi "mama, cytaj!" Oboje mamy przy tym wspaniałą zabawę (no, tekstu nie ma co prawda, ale opowiadam dziecku obrazki).