piątek, 26 października 2012
"Strażnicy historii. Nadciąga burza" Damian Dibben - to NIE JEST nowy Harry Potter
Zaczęłam. I, o matko czytelników wybacz, skrzywiłam się. Jakiś młodzieniec, skrzyżowanie Harry'ego Pottera z Lyrą Belaqua (z "Mrocznych materii" Pullmana) zostaje porwany, potem okazuje się, że jego rodzice to superagenci czasowi (Thursday Next) zaginieni w akcji ("Mali agneci") - i co się dziwić, że się skrzywiłam? Żadna ze mnie młodzież i nie potrzebuję bohaterów nastolatków. Ale co tam. Dam szansę. W końcu Harry'ego Pottera przeczytałam całego.
[powyższe zanotowałam po przeczytaniu zaledwie kilkunastu stron, po przeczytaniu całości moja opinia brzmi tak:]
Jednak nie potrzebuję bohaterów nastolatków, którzy wrzuceni znienacka w całkiem nieoczekiwaną sytuację znakomicie się w niej odnajdują, a co więcej, stają się niezastąpieni i ratują z opresji starych wyjadaczy. Ale młodzież zapewne potrzebuje i im może spodobać się ta książka.
Może spodobać się im główny bohater, Jake Djones, który w historii czuje się jak ryba w wodzie, czasem się boi, ale nie traci głowy, jest zdecydowany, czasem brawurowy, no i - choć ma dopiero czternaście lat - właśnie przeżywa swoją pierwszą miłość. Bardzo być może z wzajemnością, choć nie wiadomo na pewno.
Dla mnie to wszystko jest zbyt grubymi nićmi szyte. Nie chcę więcej. Ten tom to część dłuższego cyklu, nie będę szukać pozostałych, za stara jestem, a jak czytam taki opis walki:
"Jupitus natarł na Norlanda, wbijając mu pięść w środek twarzy. Lokaj uniósł pistolet i wypalił, ale Jupitus kopnął broń czubkiem swojego perfekcyjnie wypolerowanego buta, posyłając ją przez rozbite okno do morza. Norland rzucił się na przeciwnika. Ten jednak, w błyskawicznej sekwencji precyzyjnych ruchów, zmiażdżył mu tchawicę, złamał rękę, zwichnął kostkę i porzucił na wpół umarłego na podłodze". [*]
to wymiękam. Z drętwoty.
To już "Córka szklarki" pani Grzelak była lepsza, zdecydowanie. Właśnie, miałam poszukać pozostałych części...
---
[*] - "Strażnicy historii. Nadciąga burza" Damian Dibben, przekład Bartłomiej Ulatowski, Literacki Egmont 2012, s. 242.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z wiekiem gusta nam się zmieniają :)
OdpowiedzUsuńO, to na pewno. :)
UsuńAle teraz tak się pisze dla młodzieży. Bez juchy i bez trzasku pękających kości nie ma fanu. Sama zobacz.
OdpowiedzUsuńTa, i bez porażającej drętwoty opisów i fabuły też nie ma fanu:PP
UsuńJak tak patrzę na kolejne wykwity "bestsellerów" ciągnących się seriami w nieskończoność, to mam mocne podejrzenie, że ktoś stworzył program - generator, do którego wprowadzasz imiona, miejsce akcji, parę słów - wytrychów. Naciskasz guzik i voila!
UsuńWystarczy, że wszyscy autorzy skończyli ten sam internetowy kurs "krełatywnego" pisania i już mam sztampowe powieścidełka. Za to ja właśnie odkryłem prawdziwą perłę gatunku:)
UsuńUchyl zatem rąbka :)
UsuńCałej poły mogę nawet uchylić, bo będę niedługo chwalić: Omega Szczygielskiego:D
UsuńOkładka odstraszająca, ale na Poza Rozkładem coś wielce zachęcającego. Dwie zarwane noce. 600 stron. Pochłonęła mnie - "Omega" Marcina Szczygielskiego.
UsuńIlustracje moim zdaniem bardzo średnie, ale tekst - 600 stron w trzy dni, przy moich dwóch kwadransach dziennie na lekturę:D Dobra, czytałem podczas dobranocki też.
UsuńKiedy wy czytacie te książki z nieodpowiednich kategorii wiekowych??? ("dobranocka" mnie nie przekonuje, sorry; ja w tym czasie zazwyczaj wieszam pranie, bądź dłubię w rzeczach zawodowych). I Ty, Agnes, też???
UsuńWątku "Omegi" nie zauważam celowo - 600 stron? O nie!
Ja się załamię chyba, albo pójdę na kurs lepszego gospodarowania czasem...
Hałaśliwy lew Rara, Marta mówi, Kucyki - sporo czasu na poczytanie czegoś wciągającego:) Na szczęście wtedy nie miałem pilnej rzeczy zawodowej :D
UsuńSzczęściarz. Ja tam zawsze sobie obiecuję poczytać i zawsze wlepiam się z Młodymi w telejajo i zieję z "Pingwinów z Madagaskaru" :)
UsuńJedyny wniosek: a Wasze żony w tym czasie orzą i sieją, i spływają potem (z wnioskami co do Agnes na razie się wstrzymuję, dam jej szansę:)). "Pingwiny..." to nawet bym chętnie obejrzała, gdybym tylko znalazła trochę czasu.
UsuńNie wiem, jak Pani Bazylowa, ale moja żona oddala się wtedy w celach relaksacyjnych, uznając, że nawet zaczytany nakarmię dzieci bułką z masłem i nie pozwolę bujać się na żyrandolu:P
UsuńKitek zazwyczaj zalega przy kompie i tylko od czasu do czasu wstrząsa nią paroksyzm śmiechu, wywoływany co lepszym tekstem Juliana :)
UsuńI tym samym rozwialiśmy ohydne podejrzenia, że jesteśmy poganiaczami spływających potem żon:))
UsuńNie mam zielonego pojęcia, kiedy czytam, bo jak tak myślę, to zawsze coś robię, a książka leży obok. Samo się wchłania.
UsuńStraszne. Może jestem za stara, żeby zrozumieć młodzieżowe oczekiwania, ale na Boga, gusta młodych trzeba kształtować...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
No niby tak, ale są tacy młodzi, co to biorą sobie sami i kształtują...
UsuńWłaśnie zastanawiałam się nad kupnem tej książki dla córki, która Harrego Pottera uwielbia, a ja jej zachwyty podzielam ;) Jednak sobie daruję, zamieszczony cytat skutecznie wybił mi ten pomysł z głowy. Łączę się w wymiękaniu z drętwoty ;)
OdpowiedzUsuńNie, tego nie kupuj. Jeśli już, to wspomnianą przeze mnie "Córkę szklarki" warto.
UsuńO matko! To zdanie o rozbitym oknie czytałam trzy, bo w pierwszej chwili nie załapałam, kto, a właściwie co wyleciało przez to okno.
OdpowiedzUsuńA Harrego tez nie dałam do końca przeczytać, przyznaję się. Utknęłam na Zakonie...
Ale utknęłaś, bo się nie spodobał?
Usuńo, a mnie się podobało.
OdpowiedzUsuńNo, ale gusta są różne, na przykład ja z kolei nie podzielam ogólnonarodowego zachwytu "cyrkiem nocy", więc jestem w stanie zrozumieć Twoją notkę :)
Nie rozumiem tylko tych, którzy jeszcze nie czytali, a już nie lubią ;p