piątek, 14 czerwca 2013
"Metro 2033" Dmitrij Głuchowski - dreszcz po plecach
"Widzieliście to, co widziałem ja? Niebo, które najpierw spłonęło, a potem zasnuło się kamiennymi obłokami? Wrzące rzeki i morza, wypluwające na brzeg ugotowane żywcem stworzenia, a potem tężejące w lodową galaretę? Słońce, które zniknęło z nieboskłonu na długie lata? Domy, w ułamku sekundy obrócone w pył, i żyjących w nich ludzi, obróconych w popiół? Słyszeliście ich krzyki o pomoc?".
Ten fragment powalił mnie na łopatki, zobaczyłam Rutgera Hauera, czyli Nexusa 6, mówiącego: "Widziałem rzeczy, o których wam, ludziom, się nie śniło" i dreszcz przeleciał mi po plecach. Uwielbiam "Łowcę androidów", to dlatego. W "Metrze 2033" znalazłam więcej rzeczy, które lubię. Stalkerów (Reda Shoeharta też uwielbiam), motyw wędrówki usianej licznymi niebezpieczeństwami, no i takie końcowe volty, zmieniające punkt widzenia bohatera.
No ale dlaczego zaczynam od końca, czyli od wniosków z lektury? Po kolei proszę!
"Metro 2033" to literatura postapokaliptyczna, czyli opisująca świat po tym, jak właśnie szlag go trafił. Wybuchy nuklearne załatwiły świat na cacy, a nieliczne niedobitki moskwiczan znalazły schronienie w metrze. Przez kilkanaście lat ludzie wypracowali sobie sposób na przeżycie, podziemne uprawy grzybów, hodowla prosiaków i takie tam. Stacje zmieniły się w miasta, linie metra w drogi łączące te miasta, na powierzchnię wychodzą stalkerzy, w skafandrach i uzbrojeni po zęby, bo pleni się tam życie zmutowane popromiennie i bardzo krwiożercze.
Główny bohater, Artem, wędruje przez całe metro, żeby wrzucić pierścień wulkanu... wróć, to nie ta bajka, żeby zanieść wiadomość od jednego człowieka drugiemu, na najdalszym końcu metra. Po drodze uda mu się wyjść na powierzchnię, uda mu się też wejść pod metro (istnieje tak zwane Metro-2), uda mu się też wrócić. On sobie wędruje, a ja jego oczami oglądam, co się porobiło z ziemią i z ludźmi. Podoba mi się wyobraźnia autora, zmutował co mógł na powierzchni, w podziemiach podzielił ludzi jak mógł: czerwoni, faszyści, fanatycy, co tylko chcesz. Do tego dorzucił oddziaływanie podprogowe, hipnozę, telepatię. I ten nieszczęsny Artem, który wędruje, wędruje, a pod koniec wszystko od niego zależy (pisząc wszystko, mam na myśli przyszłość wszystkich ocalałych kryjących się w metrze) i co?... I, łapserdak jeden... a nie, nie napiszę, co zrobił.
Pisałam już, że mi się podobało? Tak. To tylko napiszę jeszcze, że autor umie pisać po rosyjsku (niby nie dziwota, stamtąd pochodzi), przy czym wcale nie chodzi mi o język, a o duszę, nieokreślone tchnienie, wrażenie, muzę. Ciut mniej tej duszy niż u Bułyczowa czy Strugackich, ale trudno, czasy się zmieniają i język literatury również.
Jeśli napotkam na swej drodze inne książki tego autora, nie pogardzę. Książki z serii "Metro" innych autorów też chyba warte sprawdzenia, co? Czytał ktoś?
P.S. Książę pobrałam za darmo na publio.pl z okazji rocznicy istnienia księgarni, super okazja była!
"Metro 2033" Dmitrij Głuchowski, przełożył Paweł Podmiotko, Wydawnictwo Insignis Media, Kraków 2012.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja się swojego egzemplarza pozbyłem. Znudził mnie w pewnym momencie piekielnie, ale gdyby wyciąć tak z jedną trzecią, to książka byłaby całkiem całkiem
OdpowiedzUsuńPewnie znudziła Ci się ta wędrówka Artema, co? Ze stacji na stację, ze stacji na stację...
UsuńTa jedna stacja z onirycznymi wizjami, przynajmniej tak to pamiętam :)
UsuńA ja mam wielką ochotę odkąd wysłuchałam w Dwójce audycji.
OdpowiedzUsuńO! I to pozytywny aspekt słuchania radia. Hm, a ja tylko RMF FM słucham ;)
UsuńA to tłumaczone z rosyjskiego? Bo autor może po rosyjsku władał, ale tłumacz to coś nie bardzo - Artem? Kiedyś to się pisało Artiom:P
OdpowiedzUsuńA zobacz, co na okładce, no zobacz. Glukhovsky. A to polskie wydanie. No litości.
UsuńAle jestem ponad to, wchłonęłam treść.
Widzę, już mnie nic nie zdziwi:)
UsuńWyśmienita książka, acz mi podoba się bardziej jej kontynuacja.
OdpowiedzUsuńCzyli Metro 2034?
UsuńCiągle przede mną, ale mężowi też się bardzo ta książka podobała i też wspominał o rosyjskiej duszy :)
OdpowiedzUsuńO, czyli mąż znawca albo/i miłośnik! Cieszę się niezmiernie i pozdrawiam.
UsuńJa też miałem pozytywne wrażenia po lekturze, podobne do Twoich. Czytadło pierwsza klasa i rozrywka niezła. Rzeczywiście było w tej książce czuć rosyjską duszę.
OdpowiedzUsuńA następną też czytałeś? Równie dobra?
UsuńNie czytałem, ale jak to zwykle bywa opinie są różne:) Na razie utknąłem z Kingiem i jego "Pod kopułą":)
UsuńEch, nie rozumiem tego fenomenu Kinga. No ale czytaj na zdrowie :)
UsuńKing towarzyszył mi w czasach licealnych gęsto i często. Jest w jego pisarstwie coś przyciągającego, choć na pewno nie są to wyżyny intelektualne. Chłop w sumie pisze prosto, ale potrafi przejrzeć na wylot ludzkie charaktery i stworzyć z tego świetną opowieść.
UsuńKsiążkę czytałam i bardzo mi się podobała. Mieszkańcy metra i to życie pod ziemią działało dość mocno na wyobraźnię - pomysł świetny. Lubię takie wizjonerskie powieści. Drugą część mam, ale na razie czeka.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, jak przeczytasz, zapoznam się z opinią. Chyba że ja będę pierwsza, to się podzielę.
Usuń