poniedziałek, 10 czerwca 2013
"Morderstwo na mokradłach" Sasza Hady - świetna kawa!
Śmieszna sprawa. Przeczytałam, a raczej wchłonęłam, podobało mi się. Ale gdy po miesiącu siadłam, żeby napisać parę słów - stwierdziłam, że szczegóły intrygi jakoś wyleciały mi z głowy. Ojej, zmartwiłam się, po czym wzięłam książkę do ręki, żeby sobie odświeżyć pamięć. I wsiąkłam ponownie. Bo może i tej książki się nie pamięta, ale za to jak się ją czyta! Ho ho! Śpiewająco i płynnie.
Głównym bohaterem jest Nick, młody, nieśmiały człowiek, funkcjonariusz Scotland Yardu. Wynajmuje go pewna stateczna niewiasta do rozszyfrowania zagadki morderstwa, biorąc do za prywatnego detektywa. Nick wyjeżdża na wieś, biorąc ze sobą przyjaciela, Ruperta, autora powieści kryminalnych. Na miejscu panowie prowadzą śledztwo, chciałoby się napisać, ale tak napisać nie można, bo te bezładne rozpytywania, słuchanie plotek i nieudolne próby dedukcji żadną miarą śledztwem nazwać nie można. Do tego Rupert nic, tylko wygląda okazji, żeby dobrze zjeść i się zabawić, a Nick się zakochuje albo tak mu się wydaje.
To, że zagadka zostaje rozwiązana, to czysty przypadek albo łut szczęścia. No ok, jeszcze trochę główkowania. Wcale mi to zresztą nie przeszkadzało.
"Połowę blatu zajmowała płachta papieru zlepiona z czterech dużych kartek. Pokrywała ją skomplikowana sieć notatek, linii, strzałek, punktów i znaków zapytania.
- Ciekawe. To jest zapis chronologiczny wydarzeń?
- Nie, oś czasu jest pionowo - wyjaśnił Nick, manewrując płachtą. - Tutaj masz wykres skojarzeń, a tu listę osób zestawioną z segmentami połączeń... Hm, byłoby to bardziej jasne, gdybym mógł zrobić z tego origami... - Spojrzał krytycznie na swoje dzieło.
- Ja wszystko tu widzę - zapewnił Rupert. - Będę mógł potem dostać ten schemat? Przyda mi się do następnej książki".[1]
Czytałam sobie o angielskiej wsi, oglądałam narysowane piórem portrety jej mieszkańców, zagłębiałam się w relacje między nimi, słuchałam plotek i ploteczek.
"W Little Fenn plotki rozprzestrzeniały się tak szybko, że jeśli nie chciało się pozostać w tyle, trzeba było biec".[2]
Uśmiechałam się, gdy czytałam o pannie March:
"Panna March na wszystko miała radę. Pomagała chętnie również mężczyznom. Nigdy nie omieszkała udzielić im dobrej rady lub podzielić się z nimi swoją opinią na temat tego, co robią źle i dlaczego".[3]
I przy tym wszystkim bawiłam się znakomicie. No i uwielbiam taką kawę, tylko raczej z mlekiem, a nie ze śmietanką, zagęszczonym:
"Trzynaście dni wcześniej panna March wstała jak zwykle o siódmej i zaczęła dzień od filiżanki bardzo gorącej kawy ze śmietanką i łyżeczką brązowego cukru. Zawsze uważała, że biały jest ordynarny w smaku, natomiast gruby, pachnący melasą cukier trzcinowy o lekko dymnym posmaku przywodził jej na myśl słońce, rozgrzane drewno i dalekie egzotyczne kraje, o których tylko czytała".[4]
Cieszy mnie, że już niebawem, bo w lipcu pojawi się drugi tom przygód Nicka, przeczytam na pewno.
---
[1] "Morderstwo na mokradłach" Sasza Hady, Oficynka, Gdańsk 2012, s. 313-314
[2] Tamże, s. 29
[3] Tamże, s. 65
[4] Tamże, s. 24
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Anglia jest mi bliska, a ta książka wydaje się trafiać w moje gusta, chociaż mam przesyt kryminałów.
OdpowiedzUsuńWidzę, że też Ci się udzieliła atmosfera powieści i piszesz "pewna zacna niewiasta" ;)))
OdpowiedzUsuńW moim wpisie pojawiła się "dama przecudnej urody" ;P
Pozdrawiam serdecznie!
No tak, jak się czyta przez jakiś czas książkę pisaną w pewnym stylu, to się tym stylem przesiąka :)
Usuń