Książek postapokaliptycznych napisano mnóstwo. Sporo z nich czytałam, ale ten temat mi się nie nudzi, bo wciąż odkrywam coś nowego. Właśnie odkryłam "Czarownicę znad Kałuży", powieść o tym, jak może wyglądać świat, a właściwie kawałeczek świata, po kataklizmie wojennym.
Co się stało? Ot, historia niezbyt wymyślna (ale wcale przez to nie mniej prawdopodobna niż inne), jedna rakieta, odwetowa rakieta, wojska, broń... Wytłukli się ludzie wzajemnie. Ocalały nieliczne jednostki, które spróbowały ułożyć sobie życie na nowo.
Gdzie to się stało? Tu zaskoczenie, autor bowiem obrał za miejsce akcji region rzadko odwiedzane w literaturze postapokaliptycznej, a mianowicie Mazury.
Mamy "jak", mamy "gdzie", brakuje jeszcze "kto?". Kogo spotkamy w powieści? Czarownicę, która wcale nie jest czarownicą, tylko zielarką z pewnym wykształceniem biologicznym, pamiętającą jeszcze czasy przed kataklizmem. Jedyna taka w okolicy, czyli Koślawa. Opiekuje się ta czarownica mieszkańcami osady Okartowo, leczy ich, dogląda, doradza. Kiedyś w czasach wczesnosłowiańskich (kłania się tu niedawno przeczytane "Idź i czekaj mrozów" Krajewskiej) taką funkcję pełnił w osadzie żerca. Koślawa opiera się jednak nie na ludowych mądrościach, a na wiedzy, jaką zdobyła podczas studiów (była doktorantką paleobiologii) i na życiowym doświadczeniu. Ludzie z wioski nie widzą jednak specjalnej różnicy pomiędzy jednym a drugim.
Artur Olchowy opisał tutaj ciekawe zjawisko: jak uwstecznia się społeczeństwo odcięte od zdobyczy nowoczesnej cywilizacji. Bez prądu, samochodów, sklepów, lekarzy, zdane tylko na siebie i na ziemię. Żeby przeżyć, trzeba uprawiać rolę, hodować zwierzęta, przypomnieć sobie, jak się buduje domy i wytwarza wszystko, co potrzebne do życia. O tym, jak było przed wojną, pamiętają tylko najstarsi (jak Koślawa), ale co z tego? To już mało przydatna wiedza, a ludzie wolą wierzyć w czary niż w naukę, niestety...
Kolejnym ciekawym tematem jest ostry konflikt pomiędzy Koślawą a księdzem, czyli pomiędzy... hm, no właśnie, Kościołem a światem nauki czy zabobonów? My, czytelnicy, wiemy, że chodzi o to pierwsze. Kościół powieściowy dałby sobie uciąć rękę, że to drugie. Jak myślicie, czy jest możliwe, że te dwa światy jakoś dojdą do porozumienia?
W całej powieści jest więcej takich socjologicznych rozważań, skrytych trochę pod soczystą narracją i dynamiczną akcją, ale przecież czytelnych. Powieść wcale nie ogranicza się do ogólnych spostrzeżeń, które wyżej sobie wynotowałam, bo tak naprawdę cała książka jest o walce tej starej kobiety. Koślawa walczy z ciemnotą, z fanatyzmem, z oszołomami, którzy chcą pozostawić po sobie świat gorszy, niż jest, a przecież powinno być odwrotnie. Walczy też ze sobą, z własnym ciałem, które, poskręcane starością, czasem jej nie słucha; a także ze swoim zgryźliwym, stetryczałym, despotycznym usposobieniem. To jest świetnie napisana postać, rzadko się takie w literaturze spotyka. Brawo, panie Arturze!
"Czarownica znad Kałuży" - niebanalna powieść postapokaliptyczna. Taka "nasza".
Za możliwość zapoznania się z powieścią dziękuję wydawnictwu Genius Creations.
P.S. Okładka niepozorna, prawda? Ale po przeczytaniu książki okazuje się, że jest IDEALNIE skrojona do książki.
"Czarownica znad Kałuży" Artur Olchowy, Genius Creations, 2017.
Za możliwość zapoznania się z powieścią dziękuję wydawnictwu Genius Creations.
P.S. Okładka niepozorna, prawda? Ale po przeczytaniu książki okazuje się, że jest IDEALNIE skrojona do książki.
"Czarownica znad Kałuży" Artur Olchowy, Genius Creations, 2017.
Po okładce i tytule raczej nie spodziewałabym się powieści postapokaliptycznej, a tu proszę. Sama też niekoniecznie za takim typem książek przepadam, ale coś mnie zaintrygowało w Twoim opinie. Postaram się sprawdzić. :)
OdpowiedzUsuńOtóż to! Też się nie spodziewałam, dopiero kilka zdań blogowej koleżanki mnie nakierowało. I okazało się, że to książka dla mnie.
UsuńPozdrawiam!