Bohaterką "Roju" jest Flora 717, pszczoła robotnica, której życie śledzimy od narodzin do śmierci. Flora jest niezwykła.
Wyposażona w szczególne cechy: umiejętność mowy (nie każdej pszczole jest to dane), pamięć, wolę przetrwania oraz nieprawdopodobną umiejętność pracy w każdym charakterze. Może być sprzątaczką, zbieraczką, damą dworu królowej, karmicielką małych dzieci, niańką i matką. Flora jest wybitnie nieprawdopodobna i to mi najbardziej w niej przeszkadzało.
Rozumiem zamysł autorki, by jedną pszczołą odwiedzić prawie cały ul i w ten sposób trzymać w garści wszystkie nitki, ale to jest tak naciągane (z przyrodniczego i z psychologicznego - jeśli już uczłowieczamy pszczołę, to na maksa - punktu widzenia), że mimowolnie przysłuchiwałam się, kiedy ta naciągnięta mocno guma strzeli.
Flora 717 łamie najświętszą zasadę ula. Ośmiela się być płodna, a wszak to przywilej zarezerwowany wyłącznie dla królowej. Co więcej, próbuje za wszelką cenę chronić swoje dziecko, instynkt macierzyński jest u niej bardzo silny. Porywa się więc na system, na sztywny, kastowy podział ról i przywilejów, a czytelnik jej sekunduje, mając w pamięci, że dla człowieka uwięzienie w systemie jest ZŁE.
Tylko że na mnie to nie działało tak do końca, ponieważ to są pszczoły. Ich specjalizacja i kastowość to nie czczy wymysł, tylko naturalna potrzeba, wręcz konieczność i służy całemu społeczeństwu pszczół. Trochę mi więc zgrzytała idealizacja jednostki w tym obszarze natury, dla którego odstępstwa od precyzyjnie określonych ról są śmiertelnie niebezpieczne. Owszem, to wdzięczne tło "totalitarne", ale tło tylko, cała reszta jakoś tu nie gra.
Byłam za to absolutnie zachwycona tymi fragmentami powieści, które przedstawiały Florę jako pszczołę, a nie buntowniczkę. Głównie dzięki wspaniałym opisom tego, czym dla pszczół jest zapach: czymś daleko bardziej namacalnym niż dla nas. Wielokrotnie natrafiałam w książce na fragmenty mówiące o tym, że zapachem można się otulić jako opończą, ukryć za pomocą zapachu, czyli zamaskować, bądź też się komunikować za jego pośrednictwem.
Opisy interakcji pszczół z kwiatami są równie genialne. Przyzwyczailiśmy się uważać kwiaty za kolorowe, nieruchome ozdoby ogrodu, a tu okazuje się, że są to żywe, czujące, rozmawiające gestami i zapachami istoty.
Dobrze też udało się autorce oddać cykl życia pszczół ulowych. Od wiosny do wiosny, czasy spokoju i obfitości, czasy walk i głodu. Od ula do roju.
Źródło: FB Paulina Raczyło |
"Rój" Laline Paull, tłumaczył Tomasz Wilusz, czytała Paulina Raczyło, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2016.
Czytałam rój i przez to czytałam o pszczołach, otóż podobno własnie tak jest. Tak podobno jakoś "tworzy się" nowa królowa. To "uludzczenie" opowieści jest jedynie sposobem na zrozumienie. Dla nas. jest tam odrobinę przekłamań, bo jednak podobno tylko pszczoły japońskie są w stanie "ugotować" szerszenia, inne zaś nie, ale książka bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńA gdzie jeszcze czytałaś o pszczołach? Bo mi się trochę zachciało pogłębić te wiadomości o pszczołach, ale rzetelnie.
UsuńWidzę, ze Twoja recenzja jest bardzo zbieżna z moją ;)
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć. Ale i tak dobrze mi się jej słuchało. :)
UsuńMyślę (na podstawie opinii zasłyszanych, bo sama jeszcze nie czytałam), że ta książka jest bardzo życiowa. To taka metafora... Przypowieść dla współczesnego człowieka... Bajka dla dorosłych, która ma ukazać pewne mechanizmu, wywołać jakąś refleksję o życiu. O tym JAK ono dzisiaj wygląda. I jak bardzo oddaliło się czasami od praw natury i naturalnego porządku rzeczy czy podziału ról... Bądź co bądź, człowiek jest uwikłany w naturę i od niej zależny... Choć w dobie cywilizacji często zagłuszamy naturalne instynkty w nas... Sama tej książki jeszcze nie czytałam, ale na podstawie opinii innych, intryguje mnie. Mam zamiar przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za obszerny komentarz.
UsuńCo do tej metafory - owszem, tak można potraktować tę książkę, jednak w tym wydaniu to do mnie nie trafiło. Bo jeśli chciałoby się pokazać, jak życie człowieka oddaliło się od natury (i to bardzo!), to jednak opisanie życia człowieka byłoby bardziej... adekwatne? Tyle że mniej chwytliwe. Teraz lubimy czytać o naturze i chyba autorka to wykorzystała. Chwała jej za te próby, choć mnie nie przekonała.
Ciekawa jestem, jak ją odbierzesz. Przeczytaj koniecznie!