Powiedziałam książce "trzy razy tak!" jeszcze przed przeczytaniem. Po pierwsze: kryminał retro (lubię!). Po drugie: akcja dzieje się na Śląsku nawias i jest gwara śląska. Po trzecie: czytałam już jedną książkę autorki i dobrze ją wspominam.
Głównym bohaterem powieści jest radca prawny Adolf Jendrysek, mieszkający w Świętochłowicach z żoną Hajdelką i dwójką dzieci. Jendrysek ma do rozwiązania sprawę: otóż zmarł znany restaurator Salzmann, poważnie obciążony długami, a radca prawny działając jako przedstawiciel wierzycieli ma zbadać, czy nie da się odzyskać części pieniędzy. Salzmann popełnił samobójstwo, tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja, ale w sprawie jest coś niejasnego, toteż Jendrysek bada ją dogłębnie, wykorzystując zarówno kanały oficjalne, jak i szerokie znajomości.
Szybko okazuje się że sprawa nie kończy się na tajemniczej śmierci, pojawia się tajemniczy złodziej w restauracji Salzmanna, ktoś napada na bank brak... Słowem: na brak wrażeń i zwrotów akcji w powieści nie można się uskarżać.
Jestem bardzo zadowolona z idealnej proporcji pomiędzy intrygą kryminalną a tym, jak przedstawiono przedwojenne Świętochłowice. Radca prawny jest wyjątkowo energiczny, operatywny i błyskotliwy, jest wciąż w ruchu. Towarzysząc mu w wędrówkach po Świętochłowicach możemy obserwować jego oczami miasto sprzed lat: banki, sklepy, ulice, stadion - to wszystko opisane jest ciekawie i zajmująco. Ba, z Jendryskiem zwiedzamy też inne kraje, odwiedzamy Zurych i Hajfę. Brzmi dobrze? Ależ oczywiście!
Na oddzielny akapit zasługuje śląska gwara użyta w powieści. Jest jej sporo, bo dialogi pomiędzy Ślązakami są zapisane tylko po śląsku. Czytanie tych fragmentów wymagało ode mnie nieco wysiłku - nie pochodzę bowiem z tych terenów i gwarę znam tylko ze słyszenia. Ale - co dziwne nieco - to mi się najbardziej podobało! Musiałam się skupić nad zdaniami, przeczytać je sobie na głos. Zdarzało się, że przez niektóre zdania przelatywał am jak burza:
" – Jerōnie, zaś tyn smrōd. A do tego ta sadza. Ôbejrzij, Adolf, gardiny to musza prać kożdego tydnia." [1]Inne zaś, zwłaszcza gdy dotyczyły istotnych dla fabuły szczegółów, czytałam kilka razy i obracałam je sobie w głowie:
"– Wele pōł dwanŏstyj wlazło do banku trzech modych karlusōw. Zarŏzki mioł żech na nich pozōr, bo wyglōndali jak ôstatnie chachary. W tyn czas jedyn – taki srogi z czŏrnōm welōm – wyciōng pistoula i ryknył: „Rynce do góry!”. Drugi – miyńszy – kŏzoł wszystkim lygać na zŏl, a mie ôtworzić kasa. – Trzeci jeszcze wcześnij znŏd klucz i zawar dźwiyrza – dodał przysłuchujący się opowieści Świerka Tyjo Labusi. "[2]Wspaniałe, prawda? Polecam przeczytać na głos. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla osób zupełnie nie związanych z tym regionem te fragmenty będą niezrozumiałe. Warto rozważyć przypisy.
Szczególny sentyment mam do córeczki Jendryska, Helgi, która jest bardzo energiczną dziewczynką z głową pełną pomysłów:
"Helga wtuliła głowę w róg kołdry i cichutko zapłakała.
– Chca być policajym, a ône przeca niy mogōm mieć dugich wosōw. Widzieliście kejsik policaja z dugimi wosami?"[3]
Świetny kryminał retro i mocno go polecam, zwłaszcza lokalnie, na Śląsku, bo ze względu na użyty język może być to hermetyczna pozycja.
P.S. Hajdelka - jakie to będzie imię? Ktoś wie?
EDIT. Info od autorki: "Hajdelka to Adelajda, po niemiecku Adelheid, stąd Hajdelka."
Bardzo dziękuję autorce za możliwość przeczytania książki i liczę na więcej!
---
[1] "Sprawa Salzmanna. Trup, którego nie było" Monika Kassner, Silesia Progress, 2018, s. 7
[2] Tamże, s. 101
[3] Tamże, s. 125
Niestety niewiele z tej gwary rozumiem, choć kiedy czytałam powieść Morcinka, w której też pojawiała się śląska gwara, wszystko rozumiałam.
OdpowiedzUsuńMoże chodzi o Adelkę, czyli Adelę? :)
Padła też propozycja Jadwigi. Jak się dowiem, to uzupełnię wpis.
UsuńMiałaś rację, chodziło o Adelę!
UsuńA ja kumam wszystko :) :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo w takim razie polecam całą książkę!
UsuńJestem świeżo po "Porze chudych myszy", to się trochę z gwarą śląską pozmagałem :)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta, pra? ;)
Usuń