Myślałam, że Jussi Adler-Olsen to kobieta. Zmyliło mnie imię (skojarzyło z Justyną?). Teraz wiem, że to facet, Duńczyk, pisarz, wydawca, redaktor i przedsiębiorca.
"Kobieta w klatce" to pierwszy tom cyklu "Departament Q". Ten departament to wydział kopenhaskiej policji zajmujący się sprawami sprzed lat, które nie doczekały się rozwiązania. Tu zapikało mi serduszko, bo przypomniałam sobie o komisarzu Erlendurze. Tyle że Erlendur zajmował się takimi sprawami niejako pobocznie, zaś Carl Mørck, szef Departamentu Q, ma zajmować się wyłącznie tym.
Właściwie Departament Q to dziwna sprawa. Policja utworzyła wydział, dostała na niego kupę kasy, a potem wzięła jednego wybrakowanego policjanta (z traumą po strzelaninie) i zesłała go do piwnicy, dodawszy do pomocy imigranta Assada. Po czym wsypano tam do tej piwnicy tony akt i już, gotowe. To takie... typowe dla instytucji rządowych.
Tytułową kobietą jest Merete Lynggaard, młoda parlamentarzystka zaginiona kilka lat przed utworzeniem Departamentu Q. Zniknęła z pokładu promu, mogłoby się wydawać, że utonęła, ale nigdy nie znaleziono ciała. Mørck zaczyna zagłębiać się w jej akta i odkrywa, że śledztwo w tej sprawie było prowadzone niedbale i nieskutecznie. Hm, właściwie to i on nie przykłada się zbytnio, ale ma ma wyrywnego asystenta, który mu trochę wjeżdża na ambicję.
Najbardziej przejmujące, wstrząsające i szokujące w tej książce jest to, co dzieje się z Merete. Można się domyślić, że nie jest martwa, tylko porwana. Dlaczego? Kto to zrobił? Gdzie ona teraz jest? O, tu się właśnie przejawiła wyobraźnia autora, który wykoncypował to sobie w sposób, na jaki w życiu bym nie wpadła. Los Merete przejmował mnie głębokim niepokojem (choć doskonale wiedziałam, że to wymyślona postać).
Jussi Adler-Olsen nie uległ modzie na brutalność, czyli temu, że trzeba czytelnika skopać wizją krwi, flaków i łamanych kości tak, żeby do końca powieści nie wstał z kolan (pozdrawiam pana, panie Nesbø). Przedstawił za to oryginalną historię, położył nacisk na psychiczny, a nie fizyczny aspekt relacji więźnia z jego porywaczem. To było trudne do czytania (słuchania), ponieważ pojęłam, jak głębokie i całkowicie niezrozumiałe dla osoby patrzącej z boku mogą być rany zadane psychice. Dowodzi tego nie tylko historia Merete, ale i samego szefa wydziału Departamentu Q, któremu trudno uporać się z samym sobą.
Świetny kryminał i będę na pewno szukać kolejnych części do czytania, a może, jak mi się poszczęści, do słuchania? Tak się bowiem złożyło, że lektorem tego audiobooka jest Janusz Zadura, absolutnie doskonały w swoim fachu. Mistrzowski warsztat, idealna dykcja, brzmienie głosu takie, że nic, tylko słuchać.
"Kobieta w klatce" Jussi Adler-Olsen, tłumaczyła Joanna Cymbrykiewicz, czyta Janusz Zadura, Sonia Draga, 2017.
Znakomita seria. Przesłuchałam pięć części i zaraz zabieram się za szóstą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAaaaa! Słuchałaś wszystkich, zazdroszczę! Następne miałam w papierku.
UsuńCzytałem i przestałem, bo cykl był u nas chyba wydawany w jakiś nieludzki sposób i postanowiłem czekać na komplet. I tak czekam, bo zapomniałem sprawdzić czy to już :P Ciekaw jestem Assada.
OdpowiedzUsuńOstatnio wydano "Ofiarę jakiś tam numer", nie wiem, ile ma być docelowo tomów, ale moja biblioteka regularnie nabywa kolejne tomy.
UsuńAssad jest jedną wielką tajemnicą. Udaje dobrodusznego misia, kaleczy duński, a jak przychodzi co do czego, to odwala numery jak Bond. I strzeże swojej prywatności jak twierdzy.
Teraz chyba dopiero wydawnictwo uzupełnia dziury, bo na początku to była jakaś straszna sieczka z tomami :) Olsen będzie musiał poczekać, bo rozpocząłem przygodę z Kołem Czasu Jordana, a to cienkie nie jest :P A i ja czasu mam jak na lekarstwo :(
UsuńPoszatkowana seria to była ta z Erlendurem, islandzka, wydali tomy od 2 do 10, a potem stop. Ale może i z tym tak było? Hmm.
UsuńSprawdziłem na LC i wygląda w miarę po kolei, ale ze sporymi przerwami, więc może to mnie zniechęciło. W każdym razie jest powód, żeby wrócić :)
Usuń