Nie mam pojęcia, dlaczego zapragnęłam przeczytać tę właśnie książkę. Gdzieś się przewijała w polecanych, czy coś takiego. Teraz jestem skłonna mniemać, że to ona zapragnęła być przeczytana przeze mnie. Żeby zasiać mi mętlik w głowie. Niesłychanie skomplikowana struktura sprawiła, że czytało mi się ją niesłychanie powoli. Po kilka kartek, po rozdziale na raz - więcej nie mogłam. Dlaczego, zapytacie? Ano, bo nic nie rozumiałam. Cofałam się, próbując znaleźć klucz, który przeoczyłam, a który jest potrzebny do jako takiego pojmowania treści, ale niestety nic, zero, null. No cóż - pomyślałam - książko, skoro nie mogę cię zrozumieć, to niech cię przynajmniej przeczytam. Od tego momentu szło mi lepiej. Zresztą nie pierwszy to raz, kiedy lepiej mi idzie ślizganie się po wierzchu powieści, niż mozolne zagłębianie się w jej treść. Takie surfowanie zamiast pływania. Chwytam klimat w rozczapierzone palce, łapię i wypuszczam luźno puszczone na wietrze nici wątków, czasem wydaje mi się, że jestem blisko istoty i sedna powieści, a zaraz w następnej minucie czytania wrażenie zrozumienia rozwiewa się jak dym. To tyle o moich wrażeniach podczas czytania, a co o samej ksiażce? O czym ona tak naprawdę jest? Tytułowy Welin to miejsce poza czasem i przestrzenią, a przecież materialne, jak najbardziej. Dostęp do niego mają enkin. Anioły. Albo diabły. W każdym bądź razie istoty mało śmiertelne. Welin jest ucieczką dla tych enkin, którzy nie chcą brać udziału w wojnie, bliżej nieokreślonej wojnie między dobrymi duchami jasności a złymi demonami ciemności (czujecie, jak to zabrzmiało patetycznie i fałszywie?) To powyższe określenie jest bardzo nieprecyzyjne. Po przeczytaniu książki nie bardzo byłam w stanie określić, co to za wojna i o co oraz kto w niej walczy. Bo w powieści na pierwszy plan wysuwa się nie walka, a ucieczka enkin "niezrzeszonych" przed aniołami. Ucieczka przez kraje, czasy, światy, mity, legendy. Nie ma granic dla wyobraźni autora.
A sama książka wydana jest w serii "Uczta wyobraźni" i ja się pod tym podpisuję rękami i nogami i nosem też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz