Każdy w miarę oblatany w filmowym światku wie, czym jest "Milczenie owiec", a doktor Hannibal Lecter stał się ikoną grozy. "Czerwony smok" również został sfilmowany, co mnie wcale nie dziwi, trzeba kuć żelazo póki gorące i wyciągać kasę z czego się da. Sprawiedliwie trzeba jednak przyznać, że w tym przypadku bardzo dobrze się stało, bo warto. Film "Czerwony smok" widziałam nie tak znów dawno temu (choć oczywiście nie pamiętam kiedy), bo podczas czytania książki sceny z filmu stały mi przed oczami. Z początku nawet myślałam, że książkę czytam po raz drugi - ale nie, plastyka za duża. To dobra książka, wiecie? Przerażająca, to prawda. Historia psychpaty, seryjnego mordercy, który włamuje się do domów, morduje mieszkańców i okrutnie ich kaleczy, jest przerażająca. Historia jego dzieciństwa, wyjaśniająca (ale nie usprawiedliwiająca!) jak do tego doszło, że małe zagubione dziecko wyrosło na żądnego krwi zabójcę, jest przerażająca. Przerażające są szczegóły zbrodni. Ale rozgrywka pomiędzy policyjnym fachowcem od seryjnych zabójców a tymże właśnie zabójcą jest fascynująca. Jak w "Dniu Szakala". Intelekt kontra intelekt. Miodne. Polecam.
Czytałam "Milczenie owiec" i oglądałam też film. Przerażające, fakt, ale też bardzo dobre :)
OdpowiedzUsuń"Czerwonego smoka" nie oglądałam, ale może w końcu niedługo mi się to uda uczynić. Oczywiście po uprzedniej lekturze książki :)
Pozdrawiam.
Polecam jedno i drugie, a w sumie kolejność tu nie jest tak istotna - jak widać, mnie nie zaszkodziło zacząć od filmu. Aktorzy są znakomici, uwielbiam Nortona, ale wielkim blaskiem błyszczy tam Fiennes.
OdpowiedzUsuń