niedziela, 29 listopada 2009

"Kore: O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny" oraz "Księga z San Michele"


Udało mi się w stosunkowo małym odstępie czasu przeczytać dwie książki poświęcone medycynie. Nie, nie szkolę się w tym zakresie, książki to beletrystyka, nie podręczniki. Ale jaka beletrystyka!
Przepiękna, humanistyczna, mądra i głęboka książka Andrzeja Szczeklika "Kore: O chorych, chorobach i poszukiwaniu duszy medycyny" to perełka wśród moich lektur. On sam pisze we wstępie: "Kore" to po grecku dziewczyna. A także – źrenica. Grecy mówili, iż duszę, w postaci maleńkiej dziewczynki, zobaczyć można przez oka źrenicę. Skąd mogli wiedzieć, że źrenica to jedyne okienko z widokiem na mózg, na jego nerwy wzrokowe? A gdzie dziś podziała się dusza? Co mówi nam o niej medycyna? Czy w sobie też duszy wygląda? I szuka jej w swoich odwiecznych światach – gdzieś między życiem a śmiercią, zdrowiem a chorobą, nauką a sztuką, a także – w miłości. Chodźmy więc na poszukiwanie razem z nią. Niech nas prowadzi. Przed nami wyprawa po duszę. Duszę medycyny.
Wędrujemy więc z autorem po drogach i bezdrożach medycyny, dotrzymując mu kroku bądź nie. Przyznam się bez bicia, że nie zawsze nadążałam - ale to nie wstyd, bo książka najwyższych lotów. Opowieść o tym, że na podstawie obrazu sprzed wielu lat lekarze zdiagnozowali u modelki nowotwór i powiązali z nim ten dziwny, nieco wymuszony uśmiech (przez łzy?) - jest przejmująca. Nadto książka jest cudownie wydana: ozdabiana ręcznie wklejanymi ilustracjami - to budzi szacunek. Druga z książek to "Księga z San Michele" Axela Munthe. Znakomita opowieść lekarza o życiu i o śmierci, tak fascynującej dla autora. Medycyna jest przepiękną nauką, wyjątkowo ściśle skierowaną na człowieka, Munthe udowadnia to każdym rozdziałem, każdym słowem. Dobrym lekarzem może być każdy, kto odebrał stosowne ku temu wykształcenie i praktykę. Znakomitym lekarzem jest ten, który rozumie drugiego człowieka, jest na niego wyczulony, który współczuje - ale w tym dosłownym tego słowa znaczeniu - współczucie, czyli współodczuwanie, empatia. No i takim właśnie jawi się nam autor. Do tego dochodzą przepiękne opisy wyspy, gdzie autor buduje dom, jej mieszkańców, a sąsiadów lekarza, obrzędów, obyczajów - wszystko to bardzo interesujące. Polecam obie, mocno!

4 komentarze:

  1. Cieszę się,że wspomniałaś o tej drugiej książce, ponieważ od dawna kurzy się na mojej półce bez nadzieji na przeczytanie. Tak jest kiedy dziedziczy się kartony książek po dziadkach. Teraz być może spojrzę na nią nieco bardziej przychylnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spojrzyj, odkurz, przesuń bliżej krawędzi półki, a jak czas pozwoli - sięgnij i zacznij czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Księdze z San Michele nigdy dotąd nie słyszałam, ale chyba warto byłoby sięgnąć i po nią, choćby dla porównania. Zwłaszcza, że właśnie dziś przyjechało do mnie "Katharsis" Szczeklika, więc przydałoby się coś na trzecią nóżkę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto. Wcale znawcą nie jestem, ale książka urzekła mnie głęboko pojętym humanizmem. Docenisz, zwłaszcza że już jesteś uwrażliwiona Szczeklikiem.

      Usuń