wtorek, 15 maja 2012
"Trzynasta opowieść" Diane Setterfield - opowieść o chińskim smoku
Dużo sobie obiecywałam po tej lekturze, toteż przystąpiłam do czytania z zapałem, zaopatrzona w zakładkę oraz karteczki przylepne do zaznaczania smakowitych fragmentów. No i co? No i nic, nie zaznaczyłam żadnego. Zbyt spójna była to opowieść, by wyrywać z niej jakieś kąski, zbyt wciągająca, by się odrywać i wklejać cokolwiek.
Tak naprawdę to jest kryminał. Jest trup, a nawet kilka trupów, jest detektyw (właściwie biograf, ale taki musi mieć przecież żyłkę detektywistyczną), jest i rozwiązanie zagadki pod koniec książki.
No dobrze, ściemniam, to nie kryminał, to opowieść o tym, jak pewna pisarka zapragnęła mieć swoją biografię. Zatrudniła do tego nieprofesjonalnego biografa. Dlaczego, skoro sama doskonale posługiwała się piórem (jej książki biją wszelkie rekordy popularności)? Czy tak trudno jest pisać o sobie? Być może. Ważniejsze jest jednak to, że pisarka chce się po prostu komuś wygadać. No i to, że wynajęta przez nią biografka zna się na rodzeństwach.
Kluczem do powieści jest bowiem rodzeństwo i relacje między nimi. Takie pomiędzy bratem i siostrą oraz takie szczególne, pomiędzy siostrami bliźniaczkami. W tych relacjach próżno szukać normalności, wszystko jest wynaturzone, przesadzone, czasem zupełnie niezrozumiałe. Takie jest prawo powieści, choć mnie z początku to przeszkadzało. Dopiero gdy przyznałam sama przed sobą, że mam się nie czepiać nagromadzenia nieprawdopodobieństw, bo to taka właśnie powieść, w której jak za rogiem objawi się chiński smok i zacznie bić brawo uszami, to mam się nie dziwić,bo tak ma być.
Opowiada więc ta słynna pisarka historię swojego życia, powoli i dokładnie, nie wybiegając ani na trochę do przodu i nie odpowiadając na pytania niecierpliwej słuchaczki. Ta zaś spisuje, co usłyszała, starannie zatemperowanymi ołówkami , borykając się jednocześnie z własnymi upiorami przeszłości oraz z tajemnicami ogrodu zleceniodawczyni.
Ładnie to wszystko zaplątane, do tego odpowiednio klimatyczne, wiecie, wrzosowiska, straszne sekrety rodzinne, trupy w kominku, ruiny rodowej posiadłości, podrzucane dzieciątka no i ten chiński smok.
Dobrze mi się czytało, gładko, chyba równie dobrze mi się to zapomni.
"Trzynasta opowieść" Diane Setterfield, przekład Barbara Przybyłowska, Amber, Warszawa 2006.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czeka ta książka na mojej liście i jestem zaniepokojona. Że czyta się dobrze - słyszałam, ale że dobrze się zapomina? Rozumiem, że mogę nastawić się na lekturę umilającą czas, ale raczej nie zmieniającą życia?;)
OdpowiedzUsuńZnakomicie to ujęłaś - tak właśnie odebrałam książkę.
UsuńPozostanę chyba jedyną osobą na blogoświecie, której ta książka się zdecydowanie nie podobała. Ja jej nie mogę zapomnieć, ale tylko dlatego, że pozostaje w mojej pamięci jako jedno z największych rozczarowań, bo też obiecywałam sobie wiele.
OdpowiedzUsuńJestem w stanie zrozumieć Twój punkt widzenia, rozczarowania bywają bolesne.
UsuńKsiążka fajna, ale cała historia trochę za bardzo się ciągnęła. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
OdpowiedzUsuńNo, trzeba było czymś wypełnić te kilkaset stron :)
UsuńNieważne że się zapomni, ważne że dała przyjemność na teraz, a taką przyjemność czuje się potem długo. Mnie się kojarzy z kubkiem kakao, które bohaterka stale piła.:)
OdpowiedzUsuńHa, Ty zapamiętałaś kubek kakao, a ja te ołówki, które starannie temperowała przed pisaniem :)
UsuńMnie też trudno było uwierzyć, że w takich warunkach rosną mądre dzieci, ba! - pisarka! Co wobec tego zrobić z całym wychowaniem i uczeniem w rodzinie i w szkole? Ale czytało mi się dobrze, a początek był znakomity.
OdpowiedzUsuńWiesz, mam na poczcie Twój komentarz, a na blogu się nie pojawia. Tak mniej więcej w co drugim poście jeden mi umyka. Nie wiem, czy to Blogger szwankuje. Ciekawa jestem, czy u kogoś też tak się zdarza. Przekopiuję z poczty i odpowiem, ale dziwi mnie to i niepokoi. Pozdr...:)
Początek, a więc wątek antykwaryczny rzeczywiście bardzo dobry.
UsuńKomentarze widzę, jakoś nie zarejestrowałam problemów. Ale nie pojawia się w ogóle, czy musisz poczekać?
:)))) Mam taki uśmiech od ucha do ucha, bo i ja właśnie skończyłam ją czytać (wczoraj). Jeszcze nic nie napisałam, bo mam z pięć książek zaległych do opisania. Dlatego z radością przywitałam Twój wpis, ale żeby nie sugerować się niczym, nie przeczytałam go nawet (przeczytam jak sama coś skrobnę). Spojrzałam na ocenę i widzę, że jest taka jak moja - 4 to max i przyznam się, że jestem zawiedziona po tych wszystkich peanach, które czytałam na temat tej książki. Na przykład strasznie mnie wkurzała ta młoda, co piła kakao. I jeszcze kilka innych rzeczy.
OdpowiedzUsuńNo, to czekam na Twoją opinię, będę zaglądać :)
UsuńA ja utknęłam, tak gdzieś w jednej trzeciej. Było to jakieś 3 lata temu, więc nawet nie bardzo pamiętam dlaczego ją porzuciłam.
OdpowiedzUsuńJa, jak Clevera, zapamiętałam kakao. Książkę czytałam 4 lata temu - bardzo mi się podobała, urocze czytadło, ale faktycznie zapomina się ją łatwo. Teraz już prawie nic nie pamiętam ;)
OdpowiedzUsuń