czwartek, 31 października 2013
"Polną ścieżką" Halina Rudnicka - ku pamięci
Druga wojna światowa, schyłek już właściwie, ale okupacja trwa w najlepsze. Walka z okupantem też. Partyzanci, ulotki, przemyt broni, konspiracja - od tego zaczyna się ta książka.
Wojtek, siedemnastoletni wiejski chłopak, też bierze w tym udział. Niestety, akcja, do której zostaje wyznaczony, źle się kończy i chłopak musi uciekać przed Niemcami, zostawiając dom i rodzinę. Organizacja pomaga mu, wskazując miejsce, gdzie ma się udać, Wojtek dostaje też fałszywe papiery - wszystko ma iść gładko, gdyby nie pewien fakt.
Fakt ma na imię Ninka i właśnie płacze na zboczu nasypu kolejowego. Dziewczynka wyskoczyła z pociągu wiozącego do Reichu młode kobiety z warszawskich łapanek. Polki miały pracować jako kelnerki w domach, hm, wypoczynkowych dla żołnierzy. Może i tak. Wojtek nie może przejść obojętnie obok dziewczynki ze stłuczonym kolanem, zziębniętej, głodnej i bez pomysłu na to, co dalej.
Od tego momentu wędrują już razem. Trudna to wędrówka, bo właściwie celu nie ma. Chodzi o to, żeby się gdzieś ukryć przed okupantem, żeby nie wzbudzić podejrzeń w Polakach zbyt skłonnych do współpracy, żeby przeczekać, przetrwać... do lepszych czasów, do końca wojny.
Wojtek i Ninka tułają się od stogu do stogu, od jednego dobrego człowieka do drugiego, idą pieszo, jadą pociągiem, rozdzielają się i znów łączą. Trochę więcej czasu spędzają w zrujnowanej chatynce na opuszczonym poligonie, bo tam układa im się znakomicie (o ile można użyć słowa "znakomicie" w ich sytuacji), znajdują jakieś zapasy, żywą kurę (hura, jajka!), psa. Ninka uczy Wojtka, Wojtek Ninkę, ech, prawie idylla. Gdyby nie to, że trwa przecież wojna, byłoby im tam jak w raju. Ale jest wojna, los rzuca ich znów dalej, Ninka trafia do Warszawy, Wojtek do partyzantki...
Taka epopeja, tylko bez patosu, samo życie. Proste i zawikłane. Czytałam to dawno temu, a podczas ostatniego pobytu na wsi u mamy jakoś znów mi wpadło w ręce i sobie odświeżyłam. Po czym o tym napisałam. Ku pamięci.
"Polną ścieżką" Halina Rudnicka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1972.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Agnes!
OdpowiedzUsuńJak ja lubiłam te książki Rudnickiej - "Polną ścieżką" i "Chłopcy ze Starówki"! (Zaczytywałam się też powieściami Wiktora Zawady). Zostało mi na starość - mam wrażenie, że ciągle czytam coś o Holocauście, II wojnie, albo autorstwa kogoś, kto to wszystko przeżył. Kiedyś koleżanka powiedziała, że podsuwam jej do czytania właściwie tylko takie książki... Nie wiem, czemu mnie tak ciągnie do tej literatury.
"Chłopcy ze Starówki" - też oczywiście czytałam! Ale jeszcze sobie nie odświeżałam. Temat Holocaustu też swego czasu zgłębiałam - i też nie wiem, dlaczego.
Usuń/ucięło/
UsuńChyba ta literatura coś w sobie, coś prawdziwego, autentycznego, coś, co przyciąga.