Autorce zawdzięczam wdrukowanie w mózg informacji, że w XIX wieku na porządnie prowadzonych ziemiańskich dworach robiło się konfitury z drylowanych czerwonych porzeczek. Podejrzewam, że do śmierci to będę pamiętać. Mimochodem wdrukowało mi się też w mózg nazwisko autorki - Katarzyna Kwiatkowska. Kiedy w ręce mi wpadła najnowsza powieść pani Katarzyny, aż podskoczyłam z radości.
Ach, znów poczytam o tym bystrzaku, Janie Morawskim i jego intrygującym kamerdynerze! Ach, będzie się działo!
Po kilku stronach okazało się, że autorka mnie zaskoczyła, w ogóle nie umieszczając Jana w powieści! A to ci, autorko, figielek wyszedł ;)
Dobrze więc, jak nie Jan, to kto?
Komu będę sekundować, by szybko rozwiązał kryminalną zagadkę? To Konstancja Radolińska. Panna, której Jan Morawski okazuje swe względy, na razie niezobowiązująco. Konstancja właśnie płynie z ciotką przyzwoitką do Amalfi, by się spotkać z Janem. Na statku udaje jej się podsłuchać wyjątkowo interesującą rozmowę - jej brat oraz angielski pułkownik omawiają sytuację polityczną w Europie, dzieląc się przy tym sekretami wagi państwowej czy wręcz międzypaństwowej. Wywiad, kontrwywiad, szpiedzy, spiski i tajemnice - nic dziwnego, że młodej pannie w oku zaiskrzyło i siedziała jak myszka, byle jej nie odkryto. Jednak największą rewelacją, która wpadła we wścibskie ucho panienki, była ta dotycząca Jana. Zrezygnował on właśnie ze wspólnych wakacji z Konstancją, by rozwiązywać problemy międzynarodowe w Mediolanie, do tego sprawy te w sporej części dotyczą pięknej Francuzki Eleanor, którą kiedyś łączyły z Janem mocne więzy!Tu Konstancję trafia jasny szlag.
Niestety, nie ma faceta pod ręką, żeby mu zrobić scenę (zresztą o co: o sekrety państwowe, o pracę czy o byłą flamę?), więc wymyśla coś zupełnie innego. Postanawia, że wykaże się olbrzymim opanowaniem, wyjątkową bystrością umysłu i umiejętnością dedukcji. Czyli sama zaangażuje się w kombinacje wywiadowczo-polityczne, rozwiąże zagadkę, o której rozmawiali podsłuchani panowie, a to wszystko po to, by pokazać Morawskiemu, że nie jest głupią gęsią i potrafi dorównać w przebiegłości światowej Eleanor. Wtedy on otworzy szeroko oczy z podziwu i będzie kochał ją i tylko ją.Trzeba przyznać, że dziewczyna realizuje swój plan konsekwentnie i z uporem. Jedzie do Sorrento, gdzie splatają się nici międzynarodowej intrygi, obserwuje, wypytuje (czasem topornie, ale przecież dopiero się uczy), próbuje wyciągać wnioski. A że w Sorrento zostaje popełnione morderstwo, do listy zadań Konstancja dopisuje znalezienie mordercy.
W przeciwieństwie do opanowanego i nieomylnego Jana Konstancja często się myli.
Brak jej doświadczenia w sztuce dedukcji, czasem zdobyte informacje przytłaczają ją swą ilością, wszystko jej się miesza i plącze. Ale to bardzo uparta osoba, do tego inteligentna. Daje sobie radę, chociaż w pewnych sprawach musi polegać na pomocniku. Dlaczego? W tamtych czasach (przypominam: długie suknie, kapelusze, parasolki od słońca) istniały bowiem rzeczy, których damie nie wypadało robić. Na przykład rozmawiać z kimś, kto nie został jej przedstawiony. Ech, konwenanse.Jak kończy się książka? Jak przystało na kryminał, osoba zabójcy została odkryta. Sieci spiskowe rozplątane. Tajemnice wyjaśnione. Wszystko zgodnie z regułami gatunku. Natomiast, co uważam za wyjątkowy plus, osoba głównej bohaterki przeszła wewnętrzną przemianę z okazji całego tego śledztwa. Nabrała pewności siebie, spojrzała na Jana (i ogólnie mężczyzn) z dystansu, przekonała się, że mężczyźni nie są do życia niezbędni. A także dowiedziała się, co tak naprawdę chce robić w życiu. To super odkrycie i każdemu takiego życzę.
Jeszcze słowo o tle - polskie posiadłości były ciekawe, teraz akcja wypływa na szerokie europejskie wody, czyli miasta. Owszem, pięknie przedstawione, owszem, te wszystkie miejscowości, kurorty, wyspy, statki, ruiny - bardzo to światowe, ale porzeczek nie przebiło. Może dlatego, że kryminałów dziejących się w Polsce w XIX wieku jest tak mało?
Poproszę o kolejną książkę z Konstancją!
Jeśli ma powstać kolejny kryminał autorstwa pani Katarzyny, gorąco życzę sobie, by to właśnie Konstancja była główną bohaterką. Jan niech jej pomaga. Albo niech się za nią ugania. Albo jedno i drugie.Jedyny minus książki to drobna czcionka, musiałam się przeprosić z okularami (zakładam tylko w niesprzyjających warunkach, te takie były).
Bardzo dziękuję autorce za udostępnienie egzemplarza powieści!
"Zobaczyć Sorrento i umrzeć" Katarzyna Kwiatkowska, Rozpisani.pl, Warszawa 2014.
Wszystko mnie w tej książce intryguje, od fabuły po tło przez bohaterów. I zdjęcie z okładki takie cudne! "Mój" gatunek więc i chęć przeczytania spora.
OdpowiedzUsuńŻyczę, by jak szybko książka wpadła Ci w ręce, warta jest czytania.
UsuńA ja jakoś Jana wolę! ;) ;)
OdpowiedzUsuńGłupi nie jest... i brzydki też nie... No ok, w sumie rozumiem, że wolisz ;)
Usuń