Kawał porządnej opowieści o spersonifikowanych (trudne słowo i wcale nie wiem, czy poprawnie je napisałam) królikach.
Taka jakby wyprawa drużyny pierścienia – jest królik Frodo z misją, królik czarodziej i drużyna królików, gdzie każdy z nich jest specem od czego innego, by mógł przydać się podczas licznych przeszkód, są oczywiście też siły zła (królik Sauron i jego żołdacy). Ale nie lękajcie się! Dzielne króliki wywiną się z każdej opresji. Grunt to działanie zespołowe. Drużyna. Cel.
No dobrze, odrobinę ironizuję, ale tylko ociupinkę, bo całość bardzo ładnie napisana, a króliki budzą sympatię. Jedyne, co mi zgrzytnęło, to jednak ząb czasu, który troszkę już napoczął powieść (takie tam niuanse, a może klimacik, a może jeszcze coś innego). A nie, nie jedyne, drugie to króliki. To znaczy instytucja dzikich królików jest raczej w Polsce nieznana, jeśli już, to zające, musiałam wytężyć wyobraźnię, by króle z klatki znane od dziecka przenieść na łąki i pola i dać im wolność. To świadczy jednak źle tylko o mnie, żem spętana okowami tradycjonalizmu, kajam się bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz