Z ogromnego kartonowego pudła na targu staroci w Krakowie wychyliła się i uśmiechnęła do mnie mała, pożółkła, zaczytana książeczka z jakimś bohomazem na okładce. Uśmiechnęła tak ujmująco, że nie mogłam się powstrzymać i wzięłam do ręki, a wtedy ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej i obie wiedziałyśmy, że jesteśmy sobie przeznaczone.
Mała zaczytana książeczka to "Wyprawa Kon-Tiki" Thora Heyerdahla - możecie mi teraz nawrzucać, że coś mnie ominęło, że powinnam to przeczytać dawno temu, że to kanon literatury podróżniczej... ale ja z pogodnym uśmiechem odeprę wszystkie zarzuty jednym zdaniem - bardzo dobrze się stało, że to przeczytałam właśnie teraz. Bo to śliczne.
Treść samej książki myślę, że zna wielu: wyprawa tratwą zbudowaną z drzewa balsa po to, żeby udowodnić teorię, iż Polinezję zaludnili przybysze z Ameryki Południowej.
Mnie urzekł język książki: ciepły, sympatyczny, pogodny. Autor bez nadymania się opisuje swoje przygody związane z przygotowywaniem całego wojażu i całą tą morską podróżą, gdzieniegdzie wtrącając swoje naukowe hipotezy. Ale wtrąca je tak tylko, by uzasadnić całość, skleić to w jeden spójny tekst. Głównym motywem jest podróż. Pasjonująca - od skompletowania załogi, przez budowę tratwy dokładnie wg starożytnych opisów, poprzez sam rejs. Opis życia na tratwie, żeglowania, obserwacje oceanu i jego mieszkańców - całość jest przepiękna. Aż chce się tam być!
Thor wydaje się być przesympatycznym człowiekiem, uśmiechniętym i pełnym zapału. To się czuje w książce i znacząco podnosi wartość dla mnie. Tak mi się nasunęło, że niedawno czytałam też fabularyzowaną biografię Amundsena i opis jego podróży biegunowych (popełnione przez Centkiewicza czy też Centkiewiczów) i mimo niewątpliwego bogactwa przygód - tam nie ma tego uśmiechu, tej sympatii dla czytelnika - a szkoda.
Dobra, ja tu dygresuję, a powinnam zabrać się za szukanie pozostałych książek Heyerdahla. Nawet jeśli jego teorie są już przestarzałe, to klimat jego książek na pewno się nie zestarzał, co mówi wam Agnes, ponadtrzydziestoletnia kobieta, na parę godzin przemieniona w dziesięciolatkę pochłaniającą z wypiekami na twarzy arcyciekawą książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz