Czytam "Tego lata, w Zawrociu" i coś mi nie pasuje. Przerzucam kartki i szukam, a tu tylko wspomnienia o babce, wyrzuty, wspomnienia o matce i ojcu, nostalgia, niesmak, wspomnienia o tym i owym, wspomnienia.
Bohaterka, Matylda, dostaje w spadku dom z ogrodem w Zawrociu. Obejmuje go w posiadanie jakby od niechcenia, bardziej przechadzając się po ogrodzie i rozmyślając o babci niż ciesząc się szczerze z własnego miejsca (chyba mam jej to za złe).
Bo tak naprawdę to nie jest jej miejsce, to wciąż miejsce babki Aleksandry, którą poznajemy bardziej niż Matyldę. Poprzed dom w Zawrociu, poprzez dziennik, który prowadziła, a który czyta Matylda, poprzez listy, poprzez historie przechowywane w pamięciu innych członków rodziny... I dlatego mam taki kłopot z tą powieścią, bo reflektor jest skierowany silnie do tyłu, w przeszłość. Na Aleksandrę. A ja nie potrafię jej polubić, ani nawet zrozumieć. Nie czuję więzi z tą bohaterką. A co dopiero mówić o Matyldzie, o której wiem jeszcze mniej.
Polubiłam za to dom w Zawrociu. Piękny, ze sadem, ogrodem, na uboczu, z szumiącymi brzozami i ze strychem. Do tego cudowna okolica, leśna, polna, z piaszczystymi drogami.
Zabierzcie sobie Matyldę i Aleksandrę z ich problemami i rozterkami, z ich tajemnicami i bólem. Zostawcie mi dom w Zawrociu, a postawię szóstkę.
Ocena: 3/6.
P.S. A motyw odziedziczenia starej willi cudnie i komicznie był opisany w opowiadaniu "Dożywocie" Marty Kisiel w antologii "Kochali się że strach" - i to opowiadanie polecam mocno.
Mialam dość podobne odczucia co do tej książki, taka ni pies, ni wydra, Miałabym nawet problem z napisaniem recenzji i ichzwerbalizowaniem ...
OdpowiedzUsuńAle sam dom, faktycznie- tu podpisuję sie czterema łapami, też taki chcę.:)
jakos niespecjalnie ciągnie mnie to pani Matuszewskiej. Przymierzałam się do tej książki, szukałam nawet w bibliotece, ale nie wiem, kojarzy mi się, może niesłusznie z Kalicińską.
OdpowiedzUsuńCo wy ciągle z tą Kalicińską... Kalicińska się chowa, zupełnie nie te klimaty. :P Ech, to była jedna z moich ulubionych lektur, za każdym razem gdy widzę nową Kowalewską z w księgarni, serca skacze mi z radości. :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu byłam tą książką zauroczona. Mnie się akurat podobało to odkrywanie tajemnic...
OdpowiedzUsuńNo, cóż: najbardziej podobała mi się część druga "Zawrocia" - "Góra śpiących węży". Trzecią uważam za najsłabszą z cyklu, pierwsza - ujdzie, czwarta - dobra. Cykl porywający nie jest, ale czytać się daje, chociaż - jak słusznie zauważono, główna bohaterka bywa denerwująca. Pani Kowalewska czasami niebezpiecznie przypomina mi swoim stylem nielubianą panią Plebanek: to samo głupkowate rozchwianie bohaterek, które same nie wiedzą, czego tak naprawdę chcą (szczególnie w relacjach z mężczyznami), nigdy nie mogą być tak po prostu szczęśliwe, wiecznie rozszczepiają włos na dziesięcioro. W zamyśle autorek mają być silne i mądre, a za często bywają jakieś takie rozkapryszone i rozmemłane w swoich oczekiwaniach wobec życia, pompatyczne i zarozumiałe. Panią Kowalewską czytać się jednak daje, jak już pisałam, panią Plebanek zaś - czytam i staram się nie dawać. ;)
OdpowiedzUsuńAutorka jednym się podoba, innym nie, jak widać powyżej - i to jest całkowicie naturalne i właściwe, żeby nie było jednakowo.
OdpowiedzUsuńAle tam do licha, Mary, kim jest Matuszewska?
o matko kochana. Kowalewskiej!!!
OdpowiedzUsuńTe nazwiska takie podobne :D:D