Facet pisze o egzemplarzach recenzenckich, po raz kolejny zresztą. Podniósł dość ciekawą kwestię, przy czym samego pomysłu tagowania recenzji książek otrzymanych nie komentuję, bo nie zastanawiałam się nad tym usilnie. Nie wierzę też, by recenzje były na siłę pochlebne przez sam fakt, że książkę się dostało. Chciałam jedynie napisać o swoich spostrzeżeniach w tym względzie.
Po pierwsze, niezależnie od tego, czy opinie są pochlebne, czy też nie, są. I jeśli przegląda się blogi książkowe i widzi się wysyp opinii o jednej książce, a nie zagłębia się w szczegóły, to można sobie pomyśleć "tam do licha, ale dużo piszą o tej książce, coś musi w niej być!". Ja tak myślałam, dopóki nie wciągnęłam się w blogowy światek i nie poznałam jego niuansów.
Po drugie, sama otrzymuję książki od wydawnictwa Initium i o ile pierwsza przesyłka była zapowiedziana, wyczekiwana, warunki określone (jeśli się zgadzam, dostaję, czytam, opisuję), czyli po prostu świetnie, to druga już nie. Bo przyszła bez zapowiedzi, właściwie to nic złego, taka niespodziewanka. Ale mail z zapytaniem, kiedy pojawi się recenzja, odebrałam z przykrością, poczułam się poganiana. No, czytaj, czytaj, odebrałam między wierszami, bo wysłaliśmy dawno, a recenzji wciąż nie ma! Hm. Owszem, przykre wrażenie rozwiało się, gdy wyjaśniłam grzecznie, że mam kolejkę do czytania, a pierwszeństwo mają książki pożyczone, nie własne i gdy otrzymałam odpowiedź całkowicie akceptującą taki stan rzeczy.
Tak.
Z innej beczki. Musierowicz całkiem niedawno miałam na tapecie, stali czytelnicy wiedzą. Fragment z "Języka Trolli":
"Po dłuższym czasie, oderwawszy się od lektury, dziadek podniósł oczy. Spojrzenie jego padło prosto na tę półkę regału, która znajdowała się na wprost jego głowy. Osłupiał nagle.
- Na Jowisza! - krzyknął na cały głos. [...]
Regały były robione na wymiar, starannie dopasowane do wnęk. Wszystkie ich półki umieszczono w identycznej odległości od siebie. Książki, które nie mieściły się ze względu na nietypowy format, zostały po prostu równo przycięte gilotyną, a może i piłą, na taką wysokość, by się dały upchnąć na półce". - który traktowałam dotychczas jako fikcję literacką, doczekał się urzeczywistnienia. Pod linkiem Idiotyzm do kwadratu w warszawskiej pizzerii przeczytacie więcej.
O zgrozo.
Moje serce się kraje, gdy widzę coś takiego... Nawet nie wiem, jak to skomentować.
OdpowiedzUsuńEt tu Brute ...? :D
OdpowiedzUsuńMatko, cmentarzysko książek...
OdpowiedzUsuńpodobnie mialam. z tym samym wydawnictwem. ale umowilismy sie ze od tej pory jesli bede czyms zainteresowana moge po porstu do nich napisac.
OdpowiedzUsuńco do linku - no jak tak mozna!!
OdpowiedzUsuńWidok pociętych książek budzi dreszcze :(
OdpowiedzUsuńZgroza...! Zgroza...! W życiu nie pójdę do tej podłej knajpy! Takie rzeczy powinny być karalne!
OdpowiedzUsuńKtoś kto wymyślił taką półkę, z pewnością miłośnikiem książek nie był.
OdpowiedzUsuńCo to ma być? To po co umieszczają taki regał w ogóle? Jestem zdruzgotana :/
OdpowiedzUsuńOj, kompletnie się nie znacie, przecież to forma takiego performancu! Mnie cała ta sytuacja bawi (a i uczy zresztą też) :D
OdpowiedzUsuńNo, w końcu mogę zobaczyć na własne oczy jakąś twórczą inicjatywę ćwierćmózga. Do tej pory dane mi było najczęściej tylko ich słuchanie.
OdpowiedzUsuńA ja wcale nie jestem zaskoczona... to była tylko kwestia czasu (mam na myśli link). "Przecież książka to taki sam towar jak inne..." :-/ Barbarzyństwo i tyle.
OdpowiedzUsuńZnam tę knajpę, wiele lat temu byl niezły skandal w mediach z ich powodu tych. nie wiem, czy zresztą już nie zmienili wystroju.
OdpowiedzUsuńtyle. czy nei są to przypadkiem "książki, których nikt nie chce"?