Zacznijmy od rozszyfrowania tytułu. Inaczej za rok już nie będę pamiętać, czym ten właśnie "Kot, który..." różni się od innych. Otóż, kot Koko słuchał koncertów Brahmsa na magnetofonie w domku letniskowym w Mooseville. Udał się tam z Yum Yum, aby pomóc Qwilleranowi w odprężeniu się podczas urlopu. Domek letniskowy to własność ciotki Fanny, wyjątkowo bogatej i upiornie żywotnej staruszki (ma 90 lat!) - ona i matka Q. były swego czasu przyjaciółkami.
Q spędza tam wyjątkowy urlop. Koszmarny. Za oknem jest tak cicho, że mieszczuch Q nie może zasnąć spokojnie (za to śpi jak dziecko podczas burzy). Do tego jedzenie w okolicznych knajpach jest mało wyrafinowane, a często niesmaczne. Domek odwiedzają nieproszeni goście, na plaży śmierdzą śnięte ryby a nocą po dachu tupią niewychowane szopy pracze. Coś potwornego!
A ten trup w jeziorze! Ach!
Na domiar zaś złego pod koniec książki Q zostaje spadkobiercą olbrzymiej fortuny.
A ja zatrzymałem się na pierwszej części, choć darzę serię niezwykłym uczuciem. Kocie zboczenie :)
OdpowiedzUsuńa ja się boję tej książki, już tyle razy miałam na nią chętkę i za każdym razem odkładam ... na kiedy indziej.
OdpowiedzUsuń